Christina Perri to debiutantka w świecie, w którym więcej aniżeli muzyka rządzi pieniądz. Tak jak wiele innych początkujących weszła na scenę z wielkim hukiem – hitem, który chwyta za serce, przejmuje i trafia nawet do tego najmniej wybrednego słuchacza. Tylko, czy aby jedna piosenka to nie za mało, aby w tym świecie zostać?
Bo Christina póki co pokazuje, że to typowa artystka jednego przeboju. “Jar of hearts” rozbudziło nasze wszelkie nadzieje. Myśleliśmy, że mamy do czynienia z nową gwiazdą, taką trochę spokojniejszą wersją Adele. A tymczasem na spekulacjach chyba się skończyło, bo wydany właśnie album “Lovestrong” daleko odbiega od poziomu, jaki wszyscy po niej żeśmy się spodziewali.
Jak szybko się w rozgłośniach radiowych pojawiła, tak też szybko zniknęła. Mimo, że to przeboju może kandydować jeszcze parę piosenek, to zdecydowanie odstają od wspomnianego “Jar of hearts”… Przede wszystkim problem tkwi w samym podłożu – są to kawałki typowo na luzie, mało ambitne, eksponujące niezależny, spokojny, a jednocześnie relaksujący ton głosu wokalistki. O ile “Bluebird” jeszcze może pretendować do miana piosenki “na poziomie”, to “Bang bang bang” pozostawię bez żadnego komentarza. Artystce nawet tego formatu nie wypada śpiewać takich… “piosenek”.
Warstwa liryczna nie stanowi najmocniejszej strony Christiny – raz teksty to naprawdę udana część całości, a niekiedy to nieporozumienie lub nic nie wnosząca partia. Ale jako całość warto zwrócić uwagę na kawałek “Penguin”, który zaskoczył mnie, nawet pozytywnie oraz “tragedy”, która brzmi dosyć mrocznie i lekko upiornie. Jednak dość banalne tytuły już ze startu dyskwalifikują piosenkę – “sad song” czy “mine” to typowe popowe utwory, gdzieś zanikające w wielkim i szerokim tłumie.
Całość oparta jest na fortepianie, gitarze i charakterystycznym wokalu Perri. To jej głos sprawia, że utwory dostają nową jakość i jako tako da się je słuchać. Gdyby nie to, myślę, że płyta spokojnie mogłaby się zapaść pod kolejnym krążkiem Biebera czy braci Jonas. A tak to dostaliśmy w miarę przystępny krążek, traktujący o sile miłości, jak na to wskazuje tytuł.
Czemu tylko ta siła nie została wyeksponowana w piosenkach?
Marek Generowicz