Na początek mała garść faktów. Gra wydana została przez Electronic Arts, w październiku roku 2010, na komputery osobiste oraz konsole Xbox 360 i PS3. Tworzeniem gry zajęte były dwa studia, przez co tak naprawdę otrzymujemy dwie gry. Tryb dla pojedynczego gracza tworzyło debiutujące wówczas na rynku studio Danger Close, natomiast za multiplayer odpowiadali specjaliści od Battlefilda czyli studio DICE. No i w sumie po faktach. Marka Medal of Honor wiele lat temu była czołowym graczem na rynku pierwszoosobowych sztrzelanek, jednak rozłam wśród twórców doprowadził do powstania serii Call of Duty. Nowy konkurent przyćmił króla. Z czasem obie gry lekko podupadły i traciły fanów. Studio Infinity Ward postanowiło walczyć z nudą i przyciągnęło fanów marką Modern Warfare, czyli przeniosła graczy w czasy współczesnego konfliktu. Tymczasem Medal of Honor tkwiło w pierwszej połowie XX wieku by w końcu zniknąć. Ale o to powraca za sprawą wcześniej wspomnianych twórców i w nowej odsłonie przyszło nam walczyć w górach Afganistanu z Talibami jako dzielny amerykański wojak. Przeszło rok zwlekałem z grą w Medal of Honor, a wynikało to z obawy przed tym, że będzie to coś w stylu Airborne, które delikatnie mówiąc mnie zawiodło. Zainstalowawszy grę na komputerze bez zbędnego zwlekania odpalam produkt i ruszyłem do zabawy.
Akcja gry opiera się na rzeczywistych operacjach wojskowych przeprowadzanych przez amerykańską armię na górzystym pograniczu Afganistanu i Pakistanu. Muszę przyznać, że wygląda bardzo realistycznie, nic dziwnego, w końcu w grze konsultantami byli uczestnicy misji “pokojowej” w kraju Talibów. Nie ma tu jednej spójnej i pompatycznej historii o ratowaniu świata przed wojną/atakiem terrorystycznym/zagładą/Rosją (niepotrzebne skreślić) jak w serii Modern Warfare. W zamian mamy przedstawione losy żołnierzy sił specjalnych, komando fok oraz rangers’ów, którzy nie wypowiadając moralizujących gadek o wyższości USA starają się wykonać powierzone im przez dowództwo misje, nie tracąc przy tym życia. Bohaterowie nie dopytują się po co, na co i dlaczego, po prostu odwalają swoją robotę najlepiej jak potrafią. Grając przyjdzie nam zdobywać jaskinie pełne bojowników, znaczy się terrorystów, z pokładu helikoptera będziemy równać z ziemią stanowiska ogniowe Talibów, mało tego, będziemy również naprowadzać wsparcie powietrzne, czyli ogólnie rzecz biorąc – wartka akcja. Z drugiej strony w grę wpleciono ciche i precyzyjne operacje penetrowania wiosek i gór w poszukiwaniu informatora oraz jednego z amerykańskich żołnierzy, a także eliminację celów i wparcie z dystansu za pomocą potężnego samopowtarzalnego wielkokalibrowego karabinu wyborowego Barrett M82A1. W żadnej chwili nie grozi nam nuda, a klimat wojny afgańskiej czuć na każdym kroku. Nasi koledzy z drużyny ciągle nadają przez radio używając przy tym specyficznego języka amerykańskich “kałboji”. W ogóle muszę przyznać, że udźwiękowienie gry stoi na wysokim poziomie, ba nawet bardzo wysokim. Każda broń wydaje specyficzny dźwięk, nie tylko podczas strzelania ale także przeładowywania, do tego smaczki w postaci świstających w koło uszu pocisków i bardzo fajna muzyka w tle. No ale to wszystko byłoby niczym, gdyby nie krzyczące w niebogłosy muzułmańskie mięso armatnie. Mapy pod względem graficznym oddają specyfikę wysokogórskiej walki, ukrywający się przeciwnicy często są niewidoczni dla nas, a w koło tylko głazy, skały i krzaki. Każdy róg w wiosce może stanowić ostatni jaki zobaczymy. Etapy w grze są dobrze przemyślane, choć bardzo liniowe. Jedna ścieżka do celu, która tylko od czasu do czasu się rozgałęzia, choć z drugiej strony trzeba pamiętać, że to góry i należy się cieszyć, że jest choć jeden szlak. Graficznie gra, bardzo mi się podobała, było mrocznie, ale już w dniu premiery gra troszkę odstawała jakością oferowanego obrazu od czołówki list, zwłaszcza od Call of Duty MW2. Dzięki temu Medal of Honor płynnie chodzi już na bardzo leciwych komputerach oferując przy tym dość dobre animacje i ładnie zmieniające się pory dnia i nocy. Klimat i całą zabawę psuła mi przede wszystkim sztuczna inteligencja i to nie tylko przeciwników ale i kompanów, którzy tak jak w innych grach są mało pomocni, strzelają i strzelają, ale zwykle nie trafiają, chyba, że jest to konieczne z punktu widzenia scenariusza. Wrogowie ładnie chowają się za kamienie, ale zazwyczaj wystawiają głowy, które łatwo odstrzelić. Do tego zdarza im się po prostu czekać w otwartym polu, aż ich ustrzelimy. No, ale tak źle nie jest, w końcu sztuczna inteligencja jest sztuczną, co sprawia, że ta gra jest możliwa do przejścia dla zwykłego człowieka. Fale wrogów napływają i napływają aż nie osiągniemy pewnego punktu na mapie. Bez trudu można dostrzec cudownie pojawiających się z nikąd przeciwników. Nasi koledzy poza tym, że są nieskuteczni, to często wchodzą nam w drogę i bezładnie zasłaniają cele, wystawiając nas przy tym na ostrzał wroga, który jest bardzo celny. Zadam zagadkę, co powinni posiadać nasi towarzysze broni podczas misji bojowej? Każdy odpowie, że mapę, broń i amunicję. Racja, ale w grze posiadają oni nieograniczoną ilość magazynków, o które możemy ich poprosić gdy skończy się nam się zapas pestek. Psuje to troszkę obraz wojny, bo możemy wroga zasypywać gradem kul i niczym się nie martwić. Na szczęście o amunicję do broni zebranych na planszy musimy zatroszczyć się sami. Denerwujące są również momenty wspinania się na murki, kończące kolejny etap mapy. Po pierwsze, często nie potrafimy sami się na nie wspiąć, mimo iż nasi koledzy zrobili to bez trudu. Aby przedostać się dalej musimy skorzystać z ich pomocy lub sami dostarczyć pomocną dłoń, ale może to ma pokazać graczom sens współpracy i braterskiej pomocy w armii amerykańskiej? Po drugie często minięcie murka sprawia, że nawałnica ognia ze strony terrorystów milknie. Ec,h może to jakieś magiczne wrota.
Z czasem akcja stała się dla mnie tak zamotana, że nie mogłem dojść do tego, w kogo się wcielam. Duża ilość zwrotów akcji i przeskoków z bardzo, ale to bardzo dobrym zakończeniem według mnie oddaje zorganizowany chaos w armii. Bombardowanie, tumany kurzu i ogłuszający huk nie pozwolił mi oderwać się od gry, aż do czasu, gdy po około 5 godzinach zobaczyłem napisy końcowe. Tryb kampanii dla pojedynczego gracza pozostawił pewien niedosyt, ale w sumie dobrze, że twórcy nie przeciągali tego na siłę, i wszystko skończyli w odpowiednim momencie. Po ukończeniu wszystkich misji możemy spróbować swoich sił w trybie Klasy i trybie wieloosobowym.
Tryb Klasy to jak sama nazwa wskazuje, to zręcznościowa zabawa w misjach, które już przechodziliśmy. Tym razem liczy się czas, w jakim dokonamy tego zadania, bo zegar nieubłaganie tyka, a my możemy go zatrzymać zabijając przeciwnika nożem lub celnym strzałem w głowę. Oczywiście im mniej sekund nam to zajmiei tym lepiej. Nasze wyniki zapisywane są w internetowej tabeli wyników.
Tryb wieloosobowy korzysta z bardzo okrojonego silnika graficznego Frostbite, czyli budynki są nie do ruszenia. Moje obcowanie z tworem firmy DICE było bardzo krótkie, gdyż zniechęciła mnie wielka dysproporcja między klasami postaci. Na większości map snajperzy rządzili i nie było na nich sposobu, ale czy tak nie jest w rzeczywistości, że dobrze ukryty strzelec panuje nad znacznym obszarem? Poza snajperem do wyboru mamy strzelca i komandosa. W trakcie gry awansujemy, a zdobyte punkty możemy przeznaczyć na ulepszenie broni. Gra jest nastawiona wybitnie na starcia piechoty i pojazdy stanowią tu niewielki dodatek. Do dyspozycji mamy zdobywanie flag, niszczenie celów oraz drużynowy deatchmatch.
W stosunku Medal of Honor nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań i wymagań, i może właśnie dzięki temu gra przypadła mi do gustu. Graficznie nie powala na kolana, przeciwnicy przypominają czasami stado owiec, a gra pełna jest niedoróbek i potrafi stanąć w miejscu bez powodu i konieczne jest ładowanie misji od początku. Odnoszę wrażenie, że starcia z Talibami w afgańskich górach mogą wyglądać jak to pokazane w grze. Niesamowity klimat jaki Medal of Honor buduje swoimi smaczkami w postaci świstu kul, radiowych komunikatów czy też wybuchów, czasami przyprawia o dreszczyk. Dodatkowo brak wyraźnego celu wątku fabularnego, sprawia że gra jest chaotyczna i jak dla mnie idealnie wpasowuje się w opisywany konflikt zbrojny. Medal of Honor nie jest wyjątkowo wybitna i co krok spotykamy zapożyczenia z Call of Duty Modern Warfare 2 i widać, że autorzy się bardzo na konkurencie wzorowali, ale czy to może być wada? Obecnie w reedycji gra jest bardzo tania i polecam ją każdemu kto chce zobaczyć współczesne pole walki oczami zwykłego żołnierza sił specjalnych największej armii świata, który nie dba o pokój na świecie i jedynie chce przeżyć kolejny dzień w piekielnych górach Afganistanu – tylko czy Ty graczu jesteś w stanie mu w tym pomóc?
Artur Borowski