Simple Red dopiero co zeszli ze sceny, a już na niej pojawia się kolejny rudowłosy artysta. Ed Sheeran, bo o nim mowa, zdobywa swoją pierwszą publiczność krążkiem zatytułowanym “+”. Porównanie do Simple Red nie jest przypadkowe – Ed to zakochany facet śpiewający o miłości. Cała pomarańczowa płyta to zbiór piosenek z pogranicza r&b oraz popu.
Wokalista obdarzony ciepłym, melodyjnym głosem czaruje ludzi, wysyłając ich w zaczarowany świat dźwięków. Płyta “+” idealnie nadaje się na towarzyskie spotkania, lecąc gdzieś w tle luźnych rozmów. Utrzymana w jednym klimacie, co zdecydowanie jest jej plusem. Ed ze wszystkich sił starał się przemycić gdzie nie gdzie trochę r&b, co sprawia, że spokojne, płynące kawałki są “przerywane” i brutalnie przyspieszone, co trochę psuje cały nastrój. Jednak słuchając piosenek nie jako całości, lecz pojedynczych jednostek, to zdecydowanie się sprawdza.Wtedy piosenki typu “You need me, I don’t need you” brzmią ciekawie, wpadając w ucho. Choć akurat ten przykład pokazuje artystę jeszcze z innej strony – lekko brutalnego w swoim wokalu i warstwie tekstowej, atakującego nas dość agresywnym beatem.
Najmocniejszą stronę albumu stanową ballady. Singlowy “The A Team” to najlepsza piosenka z płyty. Spokojna, typowo radiowa, choć z dobrze opanowanym wokalem Sheerana. Obok niej można umieścić również “Kiss me” oraz trochę szybsze “Drunk”. Do pudła z napisem “z dobrą energią” wysegregowałbym zapewne ciekawie brzmiące, choć statyczne “Grade 8” oraz singiel “Lego House”. Za najpiękniejszą balladę uważam “Wake me up”, w którym pokazuje pełnię swoich możliwości. Może tego tak dosadnie nie słychać, ale to się czuje, kiedy człowiek odkłada wszystkie swoje sprawunki i wsłuchuje się w romantyczny utwór.
“+” to zasadniczo dobry album. Pełen emocji, muzycznego ciepła. Ed Sheeran pokazuje, że serca i uszy słuchaczy można zdobyć śpiewając ballady z głębi serca i eksponując swoje wokalne możliwości w piosenkach, nie wybijających się z szeregu. Płyta “+” to na pewno dobre oblicze dzisiejszej muzyki popularnej. Takich wydawnictw potrzeba nam więcej. I więcej zakręconych pozytywnie rudzielców…
Marek Generowicz