Mając na uwadze wcześniejsze dokonania reżysera Shawna Levy’ego, pomyślałem, że “Giganci ze stali” to kolejny luźny film familijny, który będzie można postawić w jednym szeregu z “Nocą w muzeum” czy “Fałszywą dwunastką”. Co do pierwszego stwierdzenia z całą pewnością się zgodzę, z drugą częścią już niekoniecznie. Bo o ile jest to kolejny film akcji z podłożem familijnym, to wydaje mi się o niebo lepszy od wcześniejszych, wymienionych wyżej dokonań tego reżysera.
Akcja rozgrywa się w 2020 roku, gdy Charlie Kenton (niezły Hugh Jackman), weteran boksu zawodowego, traci kolejnego robota, zdolnego uprawiać zawód przyszłości według Shawna Levy’ego, czyli boks robotów. Punktem zwrotnym w historii jest śmierć byłej żony Kentona i przyjazd jego jedynego jedenastoletniego syna (trochę zbyt energiczny Dakota Goyo). Ten, przez różne zbiegi okoliczności, pomaga ojcu odbudować jego dawną chwałę i powrócić na ring, tym razem nie jako zawodnik, ale trener własnego robota…
Trzeba przyznać, że film poraża od strony wizualnej, dlatego nie dziwi między innymi nominacja do Oscara za efekty specjalne. Roboty i ich walki zostały pokazane z najdrobniejszymi szczegółami, po prostu wbijając w fotel.
Cała historia, wymyślone postaci i akcja, skupiająca się na zawodach robotów to genialny pomysł, na który (o dziwo) nikt wcześniej nie wpadł. Tak więc reżyser z każdym drobiazgiem pokazuje jak martwe, nie czujące żadnego bólu roboty stają do walki na ringu, a ich trenerzy walczą o kasę, aby przetrwać w tym bezlitosnym świecie. Obok wątku trochę brutalnego jak na kino familijne, znajduje się i ujęcie przemiany głównego bohatera, a także wiara we własne możliwości. Twórcy balansują między schematami kina familijnego, choć na końcu wychodzą obronną ręką, o czym dowiecie się oglądając film. Jednak muszę tu wspomnieć, że mimo ogranych wątków i szablonowej pracy, film ten otworzył granicę między mocną, brutalną stroną kina z elektroniczno-hip-hopową muzyką a gatunkiem familijnym, kojarzonym głównie przez dzieci-bohaterów i niezwykłe, olśniewające przygody, które nawoływały wspomnienia z naszego dzieciństwa.
Czy “Giganci ze stali” przetarli szlag kolejnym filmom? Na pewno następcom będzie łatwiej, choć nie sądzę, aby tak zręcznie zdołali utrzymać się i nie wpaść w lawinę ogranych schematów. Bo to ciężkie zadanie, a z oryginalnym pomysłem na film na pewno łatwiej będzie i u krytyków, którzy tylko czekają na następny nudny, powtarzalny film, i u widzów, którzy chętnie pójdą całymi rodzinami do kina…
Marek Generowicz