Nie myślimy o śmierci, a jeśli już to robimy to i tak sporadycznie i z lękiem, dlatego szybko odganiamy te myśli. Jednak każdego z nas to czeka – “żyjemy, sramy, umieramy, jak każdy”. Żyjemy z dnia na dzień i nie dociera do nas, że pewnego dnia może być za późno na to, by powiedzieć komuś “kocham”, na zabawę z psem, zjedzenie wyśmienitej rurki z kremem, zrobienie sobie kolczyka, wypicie piwa z przyjaciółmi, wyjazd za granicę, czy odwiedzenie babci. Człowiek jako jedna z niewielu istot na ziemi uwielbia marnować czas… czas, którego Tessa, główna bohaterka książki “Zanim umrę”, nie ma zbyt wiele.
Tessa, jest chora. Bardzo chora. Śmiertelnie chora. Ma dopiero szesnaście lat a musi się zmierzyć z dwoma największymi wrogami człowieka – czasem i śmiercią. W takim wypadku życie przestaje być wyzwaniem, natomiast zaczyna być największym skarbem, jaki mogła otrzymać. Dziewczyna postanawia sobie, iż zrobi kilka rzeczy przed śmiercią, na których doświadczenie, zdrowi ludzie mają o wiele więcej czasu. We wszystkim ma jej pomóc przyjaciółka Zoey, jednak tak naprawdę to przecież życie Tessy i nikt go za nią nie przeżyje. W ciągu kilku miesięcy ta dziewczyna pozna smak wielu doznań, a później…
Ciężko jest zrecenzować taką książkę, bynajmniej nie dlatego, że opowiada o smutnych i traumatycznych doświadczeniach, a dlatego, że kumuluje w sobie tyle emocji, iż nie jestem w stanie wyrazić ich słowem pisanym. Jednak patrząc na to obiektywnym okiem, autorka mogła schrzanić tę historię, sprawić by była ona ckliwą opowiastką o dziewczynce, która chce żyć. Jednak Jenny Downham dała radę. Nie napisała cukierkowej opowieści, a realistyczną i piękną historię opowiadającą o odchodzeniu.
Bohaterka jest wkurzająca, na tyle, ile szesnastolatka powinna być denerwująca. Jest nastolatką, przeżywa burzę hormonów i wkracza dopiero w dorosłość, a już musi się żegnać – tak więc uważam, że pisarce udało się stworzyć wizerunek Tessy dokładnie tak jak mogłoby być w rzeczywistości. Chaos panujący w jej głowie jest w stu procentach uzasadniony i (Boże, jak ja dobrze pamiętam jak sama miałam szesnaście lat) perfekcyjnie odzwierciedlony.
Książka jest pisana w sposób przystępny. Sama historia, natomiast jest zwyczajna, jednak ma w sobie pewną dozę magii. Pozwala na refleksję, bo czy ktoś z Was zastanawiał się kiedyś nad tym, kto tkwiłby przy Waszym łóżku, gdybyście żegnali się z tym światem? Ja się zastanowiłam… Powieść zmusza do zatrzymania się na chwilę i spojrzenia na życie, bo pamiętajcie nic nie zmienia wszystkiego, tak jak śmierć i okazuje się, iż nawet w jej obliczu można być beztroskim. Doceńcie zatem smak obiadu, przygotowanego przez kogoś z bliskich dla Was lub uśmiechnijcie, gdy ktoś się do Was uśmiecha, zjedzcie jeszcze jeden cholerny kawałek czekoladowego ciasta, które Wam tak smakuje, przecież te kilka dodatkowych kalorii nie zabije i przeczytajcie tę piękną książkę. Uwierzcie chwalę ją nie dlatego, że opowiada o docenianiu życia. Chwalę ją dlatego ponieważ jest to bardzo dobrze napisana powieść z pomysłem i polotem, jakiego wielu może autorce zazdrościć. Polecam!
Żaneta Wiśnik