Reżyserzy z Hollywood nie mogli być ślepi na ogromy sukces, jaki odniosła trylogia “Igrzyska śmierci” autorstwa Suzanne Collins. W końcu adaptacji tejże książki na srebrny ekran podjął się Gary Ross, który ma na swoim koncie rewelacyjne “Miasteczko Pleasantville”. Chociaż tych dwóch filmów absolutnie nie można ze sobą porównywać, to warto jednak stwierdzić, że reprezentują równie wysoki poziom.
Katniss Everdeen mieszka w biednym Dwunastym Dystrykcie. Ma szesnaście lat i rok w rok od dwunastego roku życia bierze udział w Dożynkach, które Kapitol organizuje przed Głodowymi Igrzyskami w celu wyłonienia dwójki trybutów. Trybuci biorą udział w makabrycznych Igrzyskach, by złożyć ofiarę ku pamięci mrocznych czasów, kiedy to Trzynaście Dystryktów wypowiedziało wojnę władzy zamieszkującej stolicę. Rebelia została stłumiona, Trzynasty Dystrykt został zmieciony z powierzchni ziemi a ludzie zrozumieli, że z władzą nie wygrają i przyzwyczaili się do strasznych warunków. Jednak w tym roku siostra Katniss miała wziąć udział w losowaniu na trybuta po raz pierwszy i właśnie imię Prim Everdeen jaśniało na kartce wyciągniętej ze stosu innych. Katniss nie mogła skazać siostry na śmierć, więc w przypływie emocji zgłosiła się za nią na ochotnika… i tym sposobem wyruszyła by walczyć na śmierć i życie na zaprojektowanej arenie z innymi młodymi ludźmi, których los był w zasadzie przesądzony, bo zwycięzca może być tylko jeden.
Film jest niesamowity, przede wszystkim ze względu na fantastyczny scenariusz, gdyż książka rzeczywiście stanowiła dla niego pewny grunt. Nie jest jednak wolny od wad. Największą z nich jest brak jasno prowadzonej narracji, chociaż niejasności pojawiają się tylko w kilku momentach i sądzę, że dla osób zaznajomionym z papierową wersją tej historii będą niezauważalne. Montaż delikatnie kuleje, ale nie przeszkadza to w odbiorze dzieła tak bardzo jakby mogło. Natomiast wyjątkowej dramaturgii nadają dobrze dobrane ruchy kamery, które sprawiają, że obraz drży lub też momentami rozmazuje się.
Natomiast to, co jest niesamowicie mocną stroną owego filmu, to bardzo dobra gra aktorska. Okazuje się, że młodociani aktorzy potrafią wykrzesać z siebie odrobinę zapału i przekonania na planie filmowym. Tu z całą pewnością chwalę Jennifer Lawrence w roli Katniss, słabiej wypadają postacie męskie, czyli panowie Hemsworth oraz Hutcherson, choć do tego drugiego, mimo wszystko nabrałam słabości. Wyjątkowo udaną kreację miała także Elizabeth Banks, w roli krzykliwej i przerysowanej mieszkanki Kapitolu Effie Trinket.
Na uwagę zasługuje także muzyka w filmie, która wyjątkowo oddawała klimat tego co widziane na ekranie. Brawa dla twórców za to, że nie skupili się na wątku romantycznym, który nawet w książce nie jest głównym wątkiem, a postanowili ukazać absurd “Igrzysk śmierci” oraz okrucieństwo i odczłowieczenie mieszkańców stolicy i rządzących. Reżyser postanowił iść za przykładem autorki trylogii i niczego nie ubarwił, przedstawił wydarzenia i bohaterów, jak najsurowiej i pozwolił byśmy my – widzowie, mogli ocenić ich zachowania i wybory moralne.
Jest to jeden z lepszych filmów jakie widziałam dotychczas. Niesie przesłanie i wartości, do tego jest bardzo dobrze zrealizowany i wykonany, dlatego polecam i daję najwyższą ocenę.
Żaneta Wiśnik