Gdy zaczynałem interesować się piłką nożną każdy chłopak kopiący ze mną szmacianą futbolówkę po w miarę zielonych kartofliskach chciał być jak Brazylijczyk Ronaldo. Strzelać fantastyczne gole, ośmieszać dryblingiem swoich rywali, być idolem dla niezliczonych mas fanów na całym świecie.
Mnie osobiście zawsze bardziej fascynował Gabriel Batistuta – argentyński napastnik znany ze wspaniałych goli oraz bujnej fryzury. Do dziś pamiętam, jak “Batigol”, reprezentując jeszcze barwy włoskiej Fiorentiny, przepięknym strzałem pod poprzeczkę uciszył trybuny Camp Nou w 1998 roku.
Czasy się jednak zmieniły. Piszący te słowa zszedł z boiska, Batistuta zakończył zawodową karierę, a na murawach pojawili się inni, zapewne zdecydowanie lepsi i bardziej utalentowani młodzi chłopcy. Dzisiejsi nastolatkowie nie pamiętają już kim był Batistuta. O Ronaldo (oczywiście nie Cristiano) mają mgliste pojęcie. Natomiast o tym, kim jest Wayne Rooney wiedzą doskonale. A jeszcze lepiej mogą go poznać po lekturze książki “Moja historia”, napisanej przez samego piłkarza.
Od zera do bohatera – tak w telegraficznym skrócie zrelacjonować można karierę Rooneya. Od drużyn juniorskich Evertonu do błysków fleszy na Old Trafford. Od niebieskiej koszulki “The Toffees” do czerwonego trykotu “Red Devils”. I to wszystko w wieku zaledwie dwudziestukilku lat.
Już w momencie swojego transferu do Manchesteru Rooney był legendą. Razem z napastnikiem “Czerwonych Diabłów” raz jeszcze, dzięki lekturze książki “Moja historia”, możemy przeżyć te momenty. Dowiedzieć się, jak cała sprawa wyglądała z jego perspektywy. Ocenić, czy niepochlebne słowa na jego temat wypowiadane przez kibiców Evertonu po transferze Rooneya na Old Trafford nie zostały wygłoszone zbyt pochopnie. Bo dzięki książce poznajemy nowe, inne oblicze Rooneya – faceta, który na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od przeciętnych chłopaków grających na nierównych boiskach rozsianych po całym świecie. No, może ma odrobinę więcej szczęścia i talentu od zwykłych zjadaczy chleba, ale nie lubi się z tym przesadnie afiszować.
Warto przeczytać tę książkę. Naprawdę warto. Bo po dogłębnej lekturze zmieniamy nieco nasze zdanie o Rooneyu. To nie jest arogancki buc, za jakiego mogliśmy go uważać. To naprawdę przyjemny facet, który nie lubi garniturów, na zakupy chodzi raz do roku, na treningi przyjeżdża w zwykłym, często niesamowicie znoszonym dresie, a w wolnych chwilach przemieszcza się Fordem Ka.
Paweł Raczek