“Cry Cry”, który stał się międzynarodowym hitem. Kawałek ten został
zamęczony przez rozgłośnie radiowe, przez to wielu słuchaczy chciało usłyszeć wreszcie
coś nowego od niemieckiej piosenkarki. Gdy pojawiło się już znużenie tym
jednym singlem, przyszła pora na Euro 2012, którego oficjalnym hymnem
była właśnie piosenka Oceany. I znowu przypomniała o sobie Europie, gdy
każdy nucił “Endless Summer”. Utwór ten nie powtórzył sukcesu
poprzedniczki, ale zwiastował nową płytę wokalistki, tym razem z
oczekiwaniami wielu słuchaczy.
Niestety cały album
sprzedaje się słabo, choć przecież w swojej trackliście posiada tak
bliski Polakom utwór. Rozumiem, że “Endless Summer” to nie to samo, co
swojskie “Koko Euro Spoko”, ale międzynarodowy klimat dało się wyczuć
podczas całego Euro. Tak i ta piosenka reprezentuje pop przystępny dla
większości krajów, bez względu na barierę językową – każdy zanuci
“whoah, oh, oh oh, yeah, eh, eh eh”. Ku mojej uciesze na “My House”
znajdziemy jeszcze mnóstwo innych, równie przebojowych kawałków, lecz tym razem z bardziej rozbudowaną warstwą słowną.
Oceana
na tej płycie odcięła się od komercji, a postawiła na kombinację
artystycznie & przebojowo. Dzięki temu powstał album na tyle
zróżnicowany, że znalazło się miejsce dla reagge, soulu, popu, a nawet
funku. Nie zwiastuję przeboju na skalę “Cry Cry”, ale w Polsce bez
problemu powinna znaleźć swojego odbiorcę. Na wakacyjną imprezę nada się
“Lose Control”, na depresyjne wieczory zaś “Say Sorry”. Również Oceana
posiada coś ambitniejszego w swoim repertuarze, np. tytułowe “My House”,
które skąpą aranżacją i doskonale opanowanym wokalem artystki zaczaruje
niejednego słuchacza. Jednak nie zaprzeczę, jakoby na płycie królują
letnie, swobodne klimaty, coś takiego, co można usłyszeć w nadmorskich
kafejkach.
Słuchając krążka można odnieść wrażenie, że artystka z
Niemiec jeszcze bardziej weszła w klimaty reggae, śpiewając skocznie,
dynamicznie, acz radośnie i z pozytywnymi wibracjami. A niekończące się
lato towarzyszy krążkowi niemal na każdym kroku, to właśnie wtedy
repertuar Oceany brzmi najlepiej. Z poszczególnych kawałków emanuje
ciepło, prostota oraz bogactwo dźwięków, co przekłada się na wyobraźnię
słuchacza. Słuchając “My House” widzę bogatą kolorystykę, od ciepłej
pomarańczy kończąc na delikatnym błękicie.
Rozważania najlepiej
zamknąć świetnym duetem z Maceo Parkerem w piosence “A Rockin’ Good
Way”, która posiada wszystko to, co najlepsze w tej płycie – swobodę, a
jednocześnie ulotność, ale poza tym także dobre panowanie nad wokalem i
skoczność.
W ukrytej ścieżce znajduje się remix reggae przeboju
“Endless Summer”, który, co ciekawe, powstał wcześniej niż oficjalna
wersja. I to kolejny przykład jak wielki wpływ na powstanie krążka miały
klimaty z Jamajki. Niemiecka artystka pozytywnie mnie zaskoczyła. Jej
płyta nie jest banalną przyśpiewką do grillowania na przydomowym
podwórku, choć i tu się sprawdzi. To coś więcej, a mianowicie bogactwo
muzyki, przekładające się w łączeniu poszczególnych gatunków, z których
potem powstają utwory na miarę największych hitów lata.
Marek Generowicz