Parę lat temu zmagaliśmy się z efektem Justina Biebera, który trwa do dziś, choć już chyba w mniejszym stopniu. Teraz ten słynny nastolatek dobiera sobie koleżanki – Selenę Gomez, swoją dziewczynę, a ostatnio i Carly Rae Jepsen, czyli promowaną przez niego nową kanadyjską gwiazdę muzyki pop. Aż chciałoby się rzec, że wszystko zaczęło się od pewnego wakacyjnego przeboju, ale prawdą jest, że jej artystyczna przygoda zaczęła się trochę wcześniej – trzecie miejsce w rodzimym Idolu, a potem ledwo dostrzeżony nawet wśród rodaków album “Tug Of War”. Jakim cudem jej gwiazda rozbłysła nawet w Polsce?
Jak się okazuje wystarczy jeden chwytliwy przebój wypuszczony w odpowiednim momencie roku oraz mocna promocja, by zainteresować świat mało znaną dziewczyną. Carly Rae Jepsen z dnia na dzień stała się najbardziej rozchwytywaną piosenkarką w światku pop. Jej “Call Me Maybe” grane było przez wszystkie stacje radiowe, na każdej imprezie, a na YT pojawiły się kolejne jej przeróbki z wersją Obamy i Gwiezdnych Wojen na czele. Wakacje się skończyły, ale dziewczyna wciąż chciała być obecna na muzycznej scenie. Stąd wydana niedawno jej druga już płyta zatytułowana po prostu “Kiss”. Jest to nad wyraz prosty hymn pochwalny młodości, radości z życia i totalnej beztrosce, gdzie największym problemem jest zainteresowanie przystojnego chłopaka z sąsiedztwa.
Może to wydawać się niepoważne taki sposób bytu 27-letniej piosenkarki, a jej image zdecydowanie zbyt dziecinny. Jednak swoim zachowaniem, a przede wszystkim repertuarem trafiła w pewną grupę odbiorców, która nie zastanowi się długo, czy płytę kupić, czy też nie. Nastolatki uwielbiają takie przeboje, o czym można było nie raz się przekonać. Były już próby w postaci Miley Cirus czy Alexis Jordan, które faktycznie znalazły uwielbienie w tym gronie słuchaczy. Jestem pewien, że swoją niszę znajdzie tam i Carly Rae Jepsen, bo jej przesłodkie piosenki sprawdzą się na imprezie urodzinowej, jak i spotkaniu z przyjaciółkami.
Kanadyjka na luzie podchodzi do swojej pracy, a obowiązek traktuje jak przyjemność i takie podejście do życia, jak widać, też może zaowocować. Carly rozrusza każdą imprezę, a przy jej utworach nie można się źle bawić. Nie twierdzę, że to świetny album – ma swoje wady, np. prostotę czy praktycznie brak warstwy słownej, ale w pewnym wieku nie zwraca się uwagi na walory artystyczne, a chce się po prostu dobrze bawić.
To już wiecie, jaki prezent możecie kupić chrześniaczce, córce czy młodszej kuzynce. “Kiss” to album, który nie ukrywa, jakie jest jego przeznaczenie, ale jednocześnie nie zwraca uwagi na wszystkich, którzy źle o tej płycie mówią. Ono będzie żyć własnym życiem tak długo, jak ludzie będą go słuchać. Mimo wszystko, oby jak najdłużej…
Marek Generowicz