“Abraham Lincoln: Łowca wampirów 3D” opowiada historie 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych od momentu jego młodości, aż do samej śmierci. Jednak nie skupia się na płomiennych mowach, samej wojnie czy problemach normalnego człowieka. Ta historia zaczyna się po zmroku, kiedy Lincoln chwyta swoją posrebrzaną siekierę i zaczyna walczyć z szaleńczymi krwiopijcami, którzy czają się w skórze prowincjonalnego aptekarza czy kasjera. Jednak celem demonów wcielonych jest przejecie całej Ameryki, wygranie wojny i pozbycie się rodzaju ludzkiego. Jak można się domyślić, na ich drodze stanie sam pan prezydent, który w iście patriotyczny sposób spróbuje pokrzyżować ich niecne plany.
Jednak wszystko wciąż zwraca się do naszego głównego bohatera, który chcąc, nie chcąc, jest głową mocno rozwijającego się państwa, na skraju kryzysu. I gdyby to potraktowano z nutką humoru, przymrużeniem oka, albo chociaż zmieniono postać głównego bohatera – opowieść mogłaby odnieść komercyjny sukces. Jednak taka kontrowersja mało kogo przekonuje, a tym bardziej zachęca do wydania pieniędzy na bilety do kina. Jak jednak głosi stare dobre porzekadło: “w każdej plotce jest ziarenko prawdy”, tak i w “Łowcy wampirów” można doszukać się prawd historycznych. A wszystko doprawione miłymi dla oka efektami 3D.
Produkcja podchodzi nawet pod kanwę horroru, co czasami udowadnia mocniejszymi momentami. Jednak w pozostałych fragmentach może wywołać śmiech pogardy, widząc wampira rzucającego końmi, czy Lincolna wymachującego siekierą na prawo i lewo. Swoją drogą, ta siekiera może przejść do historii kina, jako nierozłączny atrybut superbohatera!
Jednak tak na poważnie – Benjamin Walker w roli samego prezydenta błyszczał jedynie powagą, a jego przyjaciele drugiego planu wspomagali go jako przynęty na krwiożercze potwory.
Pozbywając się jednak wszelkiej logiki i nastawiając się na film czysto rozrywkowy, możemy otrzymać spodziewany efekt. Niby “Abraham Lincoln: Łowca wampirów” udaje film ambitny, lecz takowy nie jest. Hollywood znów posunęło się o krok dalej. Przeboju nie ma, bo i nie mogło być. Okazało się, że w Fabryce Snów wszystko jest możliwe. I gdybym był wredny to trochę z humorem stwierdziłbym, że Rosjanin zatapia amerykański okręt przynoszący miliardowe zyski…