W marzeniach niemal każdego chłopca czy też dziewczynki latanie samolotem jest dziecinne proste. Wystarczy tylko odpowiednio pomachać dżojstikiem i samolot wykonuje kolejne beczki, pętle i śruby. Domorośli piloci z dawnych lat, których od lotnictwa odciągnęła piłka nożna, wozy strażackie i szara rzeczywistość, w pogoni za marzeniami zasiadają przed komputerem/konsolą. Dla większości z nich, w tym także dla mnie, symulatory z prawdziwego zdarzenia są po prostu nudne, a po 30 minutach spędzonych na próbie uruchomienia silnika stalowego ptaka stają się irytujące i tytuł ląduje gdzieś daleko poza zasięgiem radarów. Na szczęście producenci zdają sobie sprawę, że setki klawiszy i kontrolek odrzuca i stworzyli symulatory zręcznościowe, które oddają całe piękno dziecięcych marzeń o pilotowaniu. Mało tego, ostatnimi czasy gry tego typu goszczą dość często na półkach sklepowych. Swoich sił w tym gatunku postanowili spróbować Polacy z grupy City Interactive tworząc Dogfight 1942. Jak sama nazwa wskazuje jest to produkcja o manewrowych walkach powietrznych najpiękniejszych maszyn powietrznych z czasów największej wojny światowej.
Dogfight 1942 wydane zostało na Xboxa 360, PS3 i komputery osobiste, a mi było dane grać na tym pierwszym urządzeniu i tu się od razu niemiło zaskoczyłem długimi oknami ładowania. Najpierw do menu, potem do wyboru maszyny i na koniec do misji. Ogólnie długo czekamy, ale pewnie producenci szybko się z tym problemem uporają, bo w grze tego typu powinno się takich zgrzytów unikać. Grę podzielono na dwa akty, w których odwiedzimy walczącą do ostatniego Polaka – Anglię, okupowaną Francję, oraz wysypy Pacyfiku. Misje są luźno ze sobą powiązane, a producenci przedstawiają nam swoją wizję historycznych walk. W grze trochę brakuje mi jakiegoś bohatera lub bohaterów, z którymi można by się identyfikować, w trakcie siekania wrogów, przez co gra traci na atrakcyjności i po jej skończeniu większość osób po prostu o niej zapomni. Sama zabawa jest bardzo satysfakcjonująca. W świetnej oprawie graficznej pod nasz celownik wpychają się kolejne nieprzyjacielskie jednostki. Dlaczego nie napisałem po prostu samoloty? A no dlatego, że dość różnorodne misje polegają nie tylko na strącaniu nieprzyjacielskich meserszmitów czy też “zer”, ale także bombowców, oraz na niszczeniu wrogich stanowisk ogniowych, wspieraniu swoich wojsk lądowych i morskich, czy też wyszukiwaniu wrogich statków lub rozbitków na bezkresnym Pacyfiku.
W nasze ręce twórcy oddali dość pokaźną liczbę alianckich samolotów, ale nie tylko. Tak więc między innymi polatamy Mustangiem P51, “Plującym Ogniem” Spitfajerem, czy też Korsarzem lub Dzikim Kotem. Do tego mamy możliwość polatania zdobycznym Bf 110. Pilotowanie poszczególnych samolotów nie różni się praktycznie niczym i nie zmienia tego przełączenie sterowania z trybu zręcznościowego na symulacyjny. No dobra, w jednej misji sterujemy latającą łodzią, która jest znacznie mniej żwawa i zwrotna ? ale to jedyny wyjątek. Jak już wspomniałem gra przypadła mi do gustu. Bardzo proste sterowanie w połączeniu z dużą ilością ułatwień oferowanych przez grę sprawia, że każdy bardzo szybko opanuje zabawę i, z przykrością to muszę stwierdzić, bardzo szybko grę skończy. Dla średnio zaawansowanego gracza na takim też poziomie trudności to 3 do 5 godzin i koniec. Trochę za krótko, ale obecnie to już chyba standard. Zabawę przedłużyć można ściągając DLC w postaci kampanii w Rosji – szkoda, że developer oferuje to na Xboxie 360 za dodatkową opłatą. Dogfight 1942 ma wspaniały potencjał do zabawy z żywym przeciwnikiem po sieci, no ale niestety, ktoś odpowiedzialny za te braki pewnie śmieje się, siedząc na konferencji. No dobra na konsoli mamy możliwość zabawy z kolegą lub koleżanką przy jednym TV na podzielonym ekranie – ale kampania kooperacyjna i odpieranie parami kolejnych grup przeciwników to trochę mało.
Autorzy bardzo się nastarali by początkujący amatorzy latania mieli imponującą liczbę zestrzeleń. Osiągnąć to można dzięki możliwości automatycznego celowania, które zwykle sprawdza się wyśmienicie i sprawia, że nasz samolot sam skręca w stronę przeciwnika i odpowiednio się ustawia do strzału. Niestety czasami powoduje to chaos, bo samolot gwałtownie skręca – niestety nie zawsze zgodnie z naszymi oczekiwaniami, a nisko nad ziemią istnieje możliwość kontaktu z glebą.
Chyba czas na podsumowanie. Ściągnięcie 2GB danych z grą Dogfight 1942 sprawiło mi bardzo dużą radość. Szybka zabawa z masą strzelania w świetnej oprawie graficznej, dodatkowo oprawa audio jest ok, a akcent szalonych Polaków jest bardzo miły dla ucha. Piętrzący się przeciwnicy, których pozostawiamy w płomieniach nie nudzą swoją ilością i czasami nawet sprawiają satysfakcje – zwłaszcza ci “trudniejsi”. Ja na razie, w każdej wolnej chwili, włączam tę grę by się rozerwać i w tym się ona sprawdza wyśmienicie. Dogfight 1942 jest dostępny jedynie w cyfrowej dystrybucji i jest raczej udanym produktem City Interactive. Niestety nie wiem, czy mogę go polecić z czystym sumieniem – brakuje w nim przede wszystkim zabawy w sieci, gdzie drużynowe mecze sprawdziły by się doskonale i znacząco przedłużyły by życie gry. Jeśli dysponujecie wolną gotówką to się nie zastanawiajcie i bierzcie, a kilka godzin spędzicie na dobrej zabawie.
Artur Borowski