Jeszcze z ekranów nie zeszli szczęśliwi kochankowie z Angel Falls, a Hollywood znalazło kolejnych bożyszczy nastolatków. Tym razem filmowcy postawili na mega bestseller Suzanne Collins “Igrzyska Śmierci”. Siłą rzeczy stworzono ekranizację, a dzięki silnej promocji i solidnym fundamentom w postaci literackiej trylogii film zarobił grube pieniądze na całym świecie. Katniss i Peeta, tak jak wcześniej Edward i Bella, rozkochali w sobie tłumy, a widzowie tworząc teamy przeciwnych stron, jeszcze bardziej zagęszczali atmosferę wokół filmu. Sukces jak najbardziej zrozumiały…
“Igrzyska śmierci” to przede wszystkim udana ekranizacja. Wielokrotnie przy okazji przenoszenia książkowy pierwowzór na wielki ekran pojawiały się słowa krytyki przy doborze aktorów. Takich opinii nie usłyszymy przy dziele Gary’ego Rossa. Katniss w jego wizji i twarzy Jennifer Lawrence to dokładne wyobrażenie literackiej postaci. Posiada wszystkie te cechy, za które kochaliśmy książkową Katniss. Jako skromna dziewczyna z prowincjonalnego 12. Dystryktu znalazła klucz do serca milionów odbiorców. Przede wszystkim do nas, jako widzów, przemawia jej niezależność, spryt i inteligencja w starciu z innymi dzieciakami, z którymi musiała się mierzyć podczas Głodowych Igrzysk, organizowanych przez państwo Panem na cześć stłumienia buntu w dystryktach. Jednak to dopiero początek historii, której dalsze losy już są przenoszone na ekrany. Właśnie trwają prace nad kontynuacją – “W Pierścieniu Ognia”.
Gary Ross i spółka stworzyli film, który nie stroi od komercji, a jednocześnie wprowadza zalążek kina artystycznego. Przede wszystkim chodzi tu o świetną grę aktorską, doskonałą muzykę Jamesa Newtona Howarda oraz wierność oryginałowi, nad którą czuwała sama autorka. Jestem przekonany, że “Igrzyska śmierci” rozpoczną falę filmów, które inspirują do czegoś więcej aniżeli kolejnych nominacji do Złotych Malin. Filmów, które nie kpią z odbiorców, a chcą dać im to, po co przyszli do kina. Taką produkcją z pewnością jest ekranizacja książki Suzanne Collins.
Autorka garściami zaczerpnęła ze wcześniejszych znanych motywów, ze “Zmierzchem” na czele, jednak finalny efekt jest wprost zdumiewający. Połączenie tylu istotnych, pasjonujących wątków zaowocowało wciągającą książką, a następnie filmem. Magia papierowego wydania wcale na dużym ekranie nie uleciała, choć nawet przy okazji tej produkcji nie wyzbyto się paru błędów. Najpoważniejszym jest zapewne nie sprostanie pierwszoosobowej narracji w pierwowzorze. Jednak nawet z tego filmowcy zgrabnie się wyplątali, dodając parę wątków od siebie, przykładając większą wagę motywowi politycznemu, istotnemu w kontekście kolejnych części.
Przede wszystkim to dobre wprowadzenie do dalszych przygód Katniss, a jednocześnie stanowi wspaniałą rozrywkę na wieczór ze znajomymi. Młodzież będzie zachwycona móc podziwiać losy dzielnej rówieśniczki w okrutnym świecie politycznych rządów i śmierci. Jednak zapominając o fantastycznych realiach tego filmu, należy pamiętać, że w jakimś stopniu można się też doszukiwać odnośników do naszych czasów. Jednak jest to materiał na osobną historię. Tym razem moim zadaniem jest stwierdzenie, czy “Igrzyska śmierci” to film godny uwagi. Uważam, że mogę go polecić z czystym sercem!
Marek Generowicz