Mało którzy gwiazdorzy ubiegłego wieku do tej pory kontynuują swoją karierę. Wielu odłożyło swoje instrumenty do szafy i zajęło się ogrodnictwem. Toteż tym większe było moje zdziwienie widząc zapowiedź nowego krążka Marka Knopflera. Co więcej – w standardowej wersji ma aż dwa CD z zupełnie nowymi piosenkami! 20 premierowych kompozycji! 20 kolejnych powodów, dlaczego Mark Knopfler uważany jest za gitarzystę-legendę. I to wszystko bez większej przesady, czego dowód znajduje się na materiale zgromadzonym w “Privateering”.
Szkot zdecydowanie postawił na swój powrót na muzyczną scenę. Chce przypomnieć się po raz kolejny, czym już robi niemałe zamieszanie choćby w Polsce, gdzie jego krążek sprzedaje się bardzo dobrze. Nasi rodacy uwielbiają radosnego Brytyjczyka – muzyka folkowa to dla nas niemal termin obcy, a Knopfler paradoksalnie nam go przybliża. Jego gitara (a raczej gitary) to przewodniki po szkockiej kulturze, tradycji i niekiedy wierzeniom. Tak jak ostatnio Patrick Doyle do filmu “Merida Waleczna”, tak teraz Mark Knopfler skomponował muzykę iście szkocką. Wyraźnie przenosi tu te najpopularniejsze motywy, ubrane w charakterystyczną dlań gitarę. Aranżacje utrzymane trochę w klimacie retro, co świetnie obrazuje okładka płyty. Słuchając “Privateering” można się trochę poczuć, jakby jadąc starym vanem przez północną Brytanię. Główka się kołysze w rytm kolejnych przebojów, a wszystko wyciągnięte jakby z jakiegoś prowincjonalnego filmu drogi…
Mark Knopfler skupił się jednak głównie na pierwszej płycie, zostawiając pozostałe nagranie na drugim CD. Różnica jest bardzo duża – dysk pierwszy to najlepsze kawałki zebrane na jednym krążku, od otwierającego album “Redbud Tree” aż do Go, Love”. Drugi to już niestety nijakie kawałki, bez specyficznej gitary. Autor skupił się tam na muzyce, wprawdzie nastrojowej, ale bez większego wyrazu artystycznego. Dla fanów Szkota będzie to jednak nie lada gratka posłuchać kolejnych kawałków swojego idola. Postawa muzyka przy nagrywaniu aż tylu piosenek godna jest kolejnych wzorców…
Muzyka zgromadzona na “Privateering” spokojnie mogłaby ilustrować jakiś film, opowiadający o szkockim wybrzeżu, czasach króla Artura lub potworze z Loch Ness. Filmowcy Pixara mogą czuć się zazdrośni, bo Knopfler stworzył nie lada konkurencję szkockim dźwiękom “Meridy Walecznej” Patricka Doyle’a. Mimo wszystko myślę, że artysta nie liczy na grubą forsę, która mogłaby spłynąć po wydaniu tego albumu, ale chciał podarować pewien drobiazg swoim fanom, których przecież ma tak wiele. W istocie zacna idea, oby tylko prawdziwa – tak czy inaczej, efekt złudzeń nie pozostawia, a pokazuje, że wokalista Dire Straits trzyma formę. Jego ogródek będzie musiał jeszcze na niego trochę poczekać…
Marek Generowicz