Z niecierpliwością czekałam na premierę już czwartego krążka kanadyjskiej grupy rockowej Billy Talent. Ciekawość podsycała jeszcze Eska Rock, gdzie prezentowano wciąż i wciąż główny singiel z płyty – “Viking Death March”, który sam w sobie jest mistrzostwem. Pozostało mi wtedy słuchać tego utworu i się w nim zakochiwać, aby umilić sobie czas do premiery “Dead Silence”. Aż płyta w końcu pojawiła się na rynku, a ja…
…oszalałam ze szczęścia przesłuchawszy ją po raz pierwszy. Po raz drugi także. Od razu znalazłam parę perełek, które stanowczo wybijały się z całej płyty. Ale to nie znaczy, że jest ona skomponowana tak nierównomiernie, o nie! Zaskakujący jest fakt, o którym wielu wykonawców niestety zapomina. Mianowicie, mam na myśli coś takiego, jak spójność całej płyty. Czyli że pomimo tego, że są jakieś perełki (bo takowe przypuszczalnie znajdą się na każdym krążku), to reszta utworów nie odstaje zbytnio w nastrojach i całość łączy się w sposób miły dla ucha.
A teraz przejdźmy do perełek. Na uwagę zasługuje ,,wielka czwórka” w postaci: wyżej wspomnianego “Viking Death March”, “Don’t Count On The Wicked”, “Swallowed By The Ocean” i tytułowego “Dead Silence”, będącym doskonałym zwieńczeniem płyty. Pokazuje ona, że grupa wie, jak ma wykorzystywać nieco osobliwy głos wokalisty, Bena Kowalewicza. O ich sukcesie świadczy np. to, że piosenkę “Nothing To Lose” (z albumu “Billy Talent”) wykorzystano w superprodukcji “Sala Samobójców”.
Ta ,,wielka czwórka” wspaniale oddaje nastrój całej płyty, która pomimo niezbyt radosnych tekstów, ogółem smutną płytą nie jest, choć nie zabrakło na niej nastrojowej ballady pt. “Show Me The Way”. Teksty nie są puste, zaskakują długością i tym, że pomimo podobnego tematu, każdy z nich jest odrębnym tworem. Nie wspomniałam jeszcze, że uwielbiam głos wokalisty. Mocny, choć wcale nie niski, dopełnia gitarowe brzmienia. Teksty wyśpiewywane przez Bena mają w sobie jakąś magię, która sprawia, że chce się więcej i więcej.
Chciałabym, aby Billy Talent zdobywali coraz większą popularność u nas, w Polsce, jak i na całym świecie, ale na pewno nie grają łatwej muzyki. Nie jest to prosty pop, którego teksty napisać może każdy. Oczywiście, nie uogólniam, bo są wykonawcy popowi, którzy wyłamują się z tego schematu, ale nie można zaprzeczyć, że są tacy, którzy potwierdzają regułę, że pop może śpiewać każdy. Rock to zadziwiający gatunek, bo z roku na rok coraz bardziej ewoluuje, tworzą się nowe odnogi, głównie z uwagi na to, że każdy wykonawca ma inną wizję muzyki i tworzy po swojemu. Niektórzy czerpią z innych, niektórzy starają się być oryginalni, ale jak dla mnie rock jest jednym z najbardziej intrygujących gatunków muzycznych. Pozwolę sobie zaczerpnąć nieco z Forresta Gumpa,parafrazując jego słowa: ,,rock jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co się trafi”.
Za całokształt – 9! Jest to jedna z lepszych płyt roku, najlepsza w historii zespołu. Daje ona wiarę w muzykę XXI w., w którą niektórzy już zwątpili. Ale jednak warto grzebać, warto szukać ciekawych zespołów, bo może natrafimy na coś, co pokochamy już od pierwszej nuty…
Sihhinne