Kobiety uwielbiają czytać o cudzych emocjach, obserwować życie i uczucia innych ludzi oczami pisarzy. Emily Giffin to amerykańska autorka, która w sposób doskonały opanowała tworzenie takich właśnie powieści. Jej książki trafiają na listy bestsellerów, gdzie zajmują wysokie pozycje. Pisarka rzuciła karierkę prawniczą, by poświęcić się rodzinie i literaturze. Mieszka w Atlancie wraz z mężem i trójką dzieci, nieustannie tworząc nowe książki, na które pomysłów nigdy jej nie brakuje.
Kirby od najmłodszych lat wiedziała, że została adoptowana. Jej biologiczna matka, Marianne Caldwell, w wieku nastu lat poczęła córeczkę. Nie potrafiła zdecydować się na aborcję, postanowiła więc oddać dziecko innej rodzinie. Jednocześnie wypełniając dokumenty dla agencji adopcyjnej, pozwoliła by córce podano jej dane, gdy dziewczynka ukończy osiemnaście lat. Małżeństwo, które zaopiekowało się Kirby, to dobrzy, kochający ją ludzie, jednak ona, gdy tylko pojawia się taka możliwość i tak decyduje się na to, by poznać swoją biologiczną matkę. Jak teraz ułożą się jej relacje z Marianne, kiedy pewnego dnia stanie w jej drzwiach i czy dziewczynie uda się również poznać swojego biologicznego ojca, który o tym, że ma dziecko, nie miał zielonego pojęcia…
Autorka w swojej powieści porusza wiele poważnych problemów, jak choćby właśnie nastoletnie matki. Jej bohaterowie stają przed wieloma trudnymi wyborami i targają nimi bardzo silne emocje. Czasami po prostu nie ma dobrych rozwiązań, są tylko lepsze lub gorsze kompromisy. Historia jest również pełna miłości, nie tylko jednak tej romantycznej. Uczucia jakimi dzieci darzą rodziców wysunęły się tutaj na pierwszy plan. Powieść jest wzruszająca i nie zabrakło w niej głębi. Pisarka pokazuje, że nic w życiu nie jest idealne, ale my sami jesteśmy wstanie stworzyć ten lepszy świat – chociażby tylko wokół nas.
Przyznam szczerze, że jest to pierwsza książka Emily Giffin jaką przeczytałam. Z lektury jestem
naprawdę zadowolona, choć mogłoby być nieco lepie j- podobno jest to jedna z jej gorszych powieści. W sumie tylko tytuł jest nieco nietrafiony, ponieważ pojawia się na rynku, jako kolejny – jeden z wielu takich samych. W oryginale brzmi “Where We Belong” i wydaje się być nieco bardziej niepowtarzalny, a nawet marketingowy.
Książka ma bardzo ciekawą konstrukcję. Bohaterowie mają swoje własne rozdziały, podpisane ichimionami. To z pewnością bardzo dobry, ułatwiający zagłębienie się w treść, układ. Jeżeli natomiast chodzi o sposób, w jaki pisze autorka, to mam co do niego mieszane uczucia. Z jednej strony używa prostego, łatwo przyswajalnego języka, a z drugiej nieco przeciąga wszystko, stwarzając dłużyzny choćby poprzez nadmierne przedstawianie, różnego rodzaju marek, produktów. Pełna emocji, niebanalna powieść, nieco traci przez to na atrakcyjności.
“Pewnego dnia” polecam wszystkim miłośniczkom literatury kobiecej. To wzruszająca powieść o tym, jak skomplikowane potrafi być ludzkie życie. Jest pełna smutku i bólu, ale również ciepła i miłości. Można z nią zarówno cieszyć się jak i płakać. Ciekawi bohaterowie są warci tego, by ich poznać towarzyszyć im w najtrudniejszych momentach życia. Lektura na długie, jesienne wieczory, jest po prostu idealna.
Wiktoria Aleksandrowicz