UWAGA! Lokowanie produktów! 🙂
Niektóre piosenki stały się przebojami po tym, jak użyto ich w popularnych reklamach. Przecież tak rozpoczęła się kariery Lenki w Polsce, gdzie jej “The Show” użyto w spocie TVN-u. Podobne historie miały miejsce przy okazji “Time To Pretend” zespołu MGMT z reklamy Duplo czy “Pictures Of You” The Last Goodnight znane z reklamy sieci Era. A pamiętacie spot z zakradającym się do dziewczyny wampirem w Wenecji promujący Kinder Bueno? Spot ten swego czasu leciał nie tylko w telewizji, ale także przed każdym seansem kinowym. Od tej pory zakochałem się w użytej tam piosence “This World” Selah Sue. Jak się okazało parę miesięcy wcześniej wydała swój debiutancki album, którego wydanie kolekcjonerskie właśnie zawitało na półkach w polskich sklepach.
Selah Sue, a właściwie Sanne Putseys, to belgijska piosenkarka reprezentująca takie gatunki jak soul, funk i reggae. Jej debiut pokrył się w rodzimym kraju podwójną platyną, ale nie odniósł większego sukcesu poza granicą, nie licząc małego epizodu na francuskich toplistach. W Polsce za sprawą reklamy Kinder Bueno wiele osób poznało tę artystkę, a co za tym idzie jej jedyny jak dotąd album. A naprawdę warto, choćby dlatego, że to pop odbiegający od standardów, bardziej podchodzący pod soul czy funk. Niektóre utwory to typowe reggae, jak choćby singlowe “Raggamuffin”, ale należą one do mniejszości. Tę większą część reprezentują melodyjne kawałki, których inspiracji można doszukiwać się w twórczości Laurynt Hills, M.I.A. czy nawet Cee Lo Greena, który zresztą jest obecny na tym krążku. Selah Sue w swoich kompozycjach starała się przenieść przebojowość do tego stopnia, że trudno odróżnić single, które promują to wydawnictwo. Oprócz boskiego “This World” i średniego “Raggamuffin” są to jeszcze nieszablonowe “Crazy Vibes” i “Zanna” we featuringu z Tomem Barmanem VS The Subs, która to kompozycja znalazła się na drugim, dołączonym do zasadniczego albumu krążku.
Jednak bez problemu wyróżnić tu utwory, które równie dobrze mogły reklamować w szerokim świecie ten album. Debiut Selah Sue nie odstaje jakością od wielu zachodnich krążków, które znalazły uznanie choćby na wyspach. Myślę, że jednego, czego zabrakło belgijskiej wokalistce to dostatecznej promocji, która pozwoliłaby rozwinąć skrzydła jej kompozycjom. Cała reszta znajduje się na właściwym miejscu, aby odnieść komercyjny sukces – utwory szybko wpadają w ucho, nie nużą, a poszczególne kawałki to zupełnie osobne historie, będące mieszanką wielu gatunków muzyki. Jak już wspomniałem, najwięcej ma tu do powiedzenia soul i funk w kolaboracji z klasycznym popem, czego dowód znajdziemy choćby w utworze “Crazy Sufferin Style”. Na drugim albumie, który znajdziemy tylko w edycji kolekcjonerskiej artystka dołożyła zupełnie nowe utwory, z których najlepszy to “On The Run” oraz wiele przeróbek znanych kawałków – duet z J. Colem w “Raggamuffin” czy remixy “Crazy Vibes”, “Raggamuffin” i “Crazy Sufferin Style”.
Niech żałuje ten, kto nie zna Selah Sue. To artystka z potencjałem, której kariera może rozbłysnąć w ekspresowym tempie. Czego brakuje w takim razie, skoro jej sława ogranicza się do rodzimego kraju? Może katalizatora w postaci znanej reklamy jak w przypadku naszego kraju? Może lepszej promocji? A może tak zatraciliśmy się w podanym na tacy popie, że nie potrafimy dostrzec tego, co czai się tuż za rogiem listy przebojów? Wychylmy trochę bardziej głowy, bo po raz kolejny może umknąć taka postać jak ta belgijska wokalistka. A nie warto…
Marek Generowicz