To nie będzie odkrywcza recenzja. To nie będzie kolejny tekst pisany o płycie Marii Peszek. W końcu to nie będzie zwyczajna ocena kolejnej płyty. “Jezus Maria Peszek” to zupełnie inna kategoria muzyki, której pobudki pewnie większość słuchaczy nie zrozumie. Raduje fakt, że album cieszy się niesłabnącą popularnością, ale z czego wynika ten fakt? Głośnej reklamy, otoczki nawiązującej do pewnego rodzaju skandalu czy po prostu dobrej muzyki w wykonaniu polskiej artystki?
Trudno ocenić dzieło Marii Peszek obiektywnie. Do tego rodzaju muzyki człowiek podchodzi raczej subiektywnie, więc w ten sposób podejmę się wyzwania, przed którym postawiła mnie artystka. To nie łatwy materiał dla recenzenta, bo obok tej płyty nie można przejść obojętnie. “Jezus Maria Peszek” wywołuje skrajne emocje, wręcz zmuszając niekiedy ludzi do zgorszenia czy pomyślenia, nad jej tekstami. W sieci jest pełno recenzji tego krążka, a i po co pisać po raz kolejny to samo? Że to płyta wybitna, acz kontrowersyjna. Że to dzieło rzadkiej urody, a jednocześnie emanujący swoją subtelną brzydotą. Że to wydawnictwo gwałcące ogólne prawdy, których uczymy się od małego…
Przecież każdy wie, że “Jezus Maria Peszek” to osobiste dzieło autorki, które mówi o jej samej. To jej poglądy wylane na papier i doskonale oblane w formę z muzyki elektronicznej, alternatywy czy mocnego rocka. Ta przeplatana aranżacja dodaje pozytywnego chaosu wydawnictwu. A po co po raz kolejny pisać, że Maria Peszek szokuje słuchaczy swoim podejściem do muzyki? Że wokalnie zostawia w tyle wszystkie popowe wokalistki w kraju? Wystarczy posłuchać paru kompozycji, by stwierdzić, że całość to scalone kompozycje z różnych sfer życia codziennego, od wyładowania emocjonalnego po zwykłe, młodzieżowe “nie ogarniam”. Maria Peszek kpi nawet z religii, choć piosenka “Pan nie jest moim pasterzem” paradoksalnie o niej nie opowiada.
Można mieć obiekcje, czy dzieło Marii Peszek jest zgodne z naszą filozofią i podejściem do życia, polityki czy psychiki. Jednak należy docenić muzykę, którą tworzy, bo to taka jedyna w Polsce, gdzie w sposób bezpośredni ściera się nietuzinkowa aranżacja i wybitne, poetyckie, acz proste teksty. Ale przecież polscy słuchacze wiedzą o tym nie od dziś. Zdają sobie sprawę, że album Marii Peszek to w tej chwili płyta na miarę arcydzieła, które niejednemu wywołuje ciarki na całym ciele. Więc po co się tyle rozwodzić, skoro wszyscy wszystko o tym wiedzą? Maria Peszek sama wam o sobie opowie, wystarczy kupić płytę. Proszę bardzo, ot tylko tyle…
Marek Generowicz