Kto zna czerwony, niezatytułowany krążek Comy, temu nie trzeba przedstawiać “Don’t Set Your Dogs On Me”. To jedynie angielska wersja tego samego materiału co na niemal kultowym albumie tego łódzkiego zespołu. Wywody na temat tej płyty należałoby rozpocząć krótką opinią na temat Czerwonego Albumu. Nie od dziś wiadomo, że na materiale z ostatniej płyty zespół mocno zwolnił i spróbował wolniejszego brzmienia, czego kwintesencją jest królewskie “Los Cebulos i Krokodyle Łzy”. Mimo pierwotnej rozpaczy wiernych fanów Comy, ci, szybko pogodzili się z nagłą przemianą bandu i polubili najnowsze kompozycje. Sukces płyty odbił się szerokim głosem w eterze, co prawdopodobnie sprowokowało zespół do nagrania tych samych kompozycji z angielskim tekstem.
“Don’t Set Your Dogs On Me” nastawione jest na rynek zagraniczny, głównie niemiecki i brytyjski, skąd już spływają pierwsze recenzje. Nie jest pewne, czy zespół odniósł sukces z tym krążkiem u zachodnich sąsiadów, jednak krytycy nastawieni są bardzo przychylnie dla tego materiału. Takiego rocka ciężko usłyszeć na zachodzie w dzisiejszych czasach – brudnego, nieperfekcyjnego, emocjonalnego… A właśnie takimi środkami swoją publikę zdobywa Coma. Coma, która jako kolejny, n-ty zespół pragnie podbić, a raczej skromnie mówiąc, pokazać się zachodnim wielmożnym słuchaczom.
Co tu dużo nie mówić, to krążek, który warto pokazać światu. Skala sukcesu na rodzimym rynku pozwala odkryć potencjał w nagranym materiale i przewidzieć, jak zachowywać się będzie zagraniczny potencjalny nabywca albumu. Jednak trzeba zauważyć, że Polacy nastawieni są do muzyki wciąż trochę inaczej niż większość europejskich krajów – my lubujemy się w brudnym, mocnym rockowym graniu, tekstach traktujących o życiu z problemami oraz przejmującym, głębokim wokalu. A tak w skrócie wygląda granie zespołu Piotra Roguckiego.
Wydaje mi się, że za granicą zespół ten nie zdobędzie pożądanego rozgłosu, bo słuchacze tam nie są przyzwyczajeni do takiego grania. Wystarczy spojrzeć na niszowe zespoły brytyjskie, które niosą ze sobą spokój, opanowanie a’la Bon Iver czy Dry The River. Życzyć należy Comie jak największego sukcesu – niech wiedzą, że Polacy stoją murem za Czerwonym Albumem, jak i jego angielską wersją…
*Dodatkowo na płycie znalazł się utwór promujący serial Canal + “Misja Afganistan” – “Song4 boys”. To mocniejsza strona zespołu, który nie odpuszcza mocniejszych szarpnięć gitarą. Ciekawa robota, która niemal idealnie wpisuje się w konwencję serialowej wojny…
Marek Generowicz