Eric Clapton to świetny muzyk, który regularnie wydaje kolejne albumy, mimo, że niczego nie musi udowadniać. I wcale tego nie robi, bo najnowsze jego wydawnictwa to raczej gratka dla kolekcjonerów, aniżeli solidny zestaw kawałków na miarę jego wielkości. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej płyty \”Old Sock\”.
Oj narzekali na okładkę nowego longplaya samego mistrza gitary. Słyszałem głosy, jakoby robiona była z doskoku, a zdjęcie wysłane z bieżących wakacji muzyka, zrobione przednią kamerką w jego telefonie. Niestety taka wydaje się też być i cała płyta – szybka, na luzie, tworzona jakby na wakacjach w lekkich warunkach i bez żadnego pośpiechu. Świadczą o tym kompozycje, które przenoszą nas w iście entuzjastyczny nastrój i od razu zaczynamy marzyć o wakacjach pod palmami. Gitara Claptona nadal gra, jednak para z dawnych lat zdaje się dawno uleciała. Zwłaszcza jeśli sam mistrz postanawia nagrać wakacyjne piosenki, którym nawet brakuje potencjału przeboju.
Będę narzekał, bo po takim muzyku można oczekiwać czegoś więcej. Wręcz powinno, biorąc pod uwagę choćby, że to autor słynnego \”Tears On Heaven\”. Po tamtych czasach zostały tylko wspomnienia, a dzisiejszy portret mistrza gitary maluje mi się w hawajskich spodenkach, japonkach i czarnych okularach. \”Old Sock\” to jego wspomnienia, jego nieodkryte jeszcze kompozycje. Jednak biorąc pod uwagę ich jakość, może to niedobrze, że zostały jednak ukazane światu. Portet wujka Claptona gdzieś mi się zamazuje.
Eric Clapton w \”Old Sock\” zdecydowanie się marnuje. Parę przesłuchań tej płyty i możemy pożałować entuzjazmu tej płyty i wracając do szarej rzeczywistości zapomnimy o wizji plaży, chłodnego napoju i wujka Claptona leżącego obok nas na leżaku pod parasolem. Marzenie pryśnie tak szybko, jak \”Old Sock\” zaginie wśród płyt zapomnianych. Mogłem spodziewać się nowych przebojów, dostałem wakacyjne lekkie i niekoniecznie przyjemne kawałki. Stara skarpeta, nazwa adekwatna do zawartości płyty.
Marek Generowicz