George?a R.R. Martina obecnie chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Ten amerykański pisarz znany był wielu wielbicielom książek science fiction oraz fantastycznych, a odkąd HBO postanowiło nakręcić serial na podstawie jego monumentalnego dzieła ?Pieśń Lodu i Ognia?, ciężko by było doprawdy znaleźć człowieka, który nie wiedziałby kim jest ów siwy pan z brodą i nieodłącznym kaszkietem na głowie. Nie każdy fan ?Gry o tron? zdaje sobie jednak sprawę, że autor początkowo pisał książki z gatunku sci-fi, a ?PLiO? to pierwszy fantastyczny cykl w jego dorobku. Zanim szeroka publiczność poznała Starków, Lannisterów i inne wielkie rody Siedmiu Królestw, Martin przedstawił jej ?Tufa wędrowca?.
Gdy poznajemy głównego bohatera, jest on klepiącym biedę drobnym międzygwiezdnym kupcem. Ledwie utrzymuje siebie i swoje koty oraz statek kosmiczny ?Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach?. Gdy więc dostaje niezwykle intratną propozycję dostarczenia kilku galaktycznych wędrowców do tajemniczej części kosmosu, nie waha się zbyt długo. Okazuje się, że grupa ta odkryła, iż jeden z wielu niegdyś statków Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego wcale nie uległ zagładzie? Ogromna, przeszło trzydziesto kilometrowa maszyna może dać im nieograniczoną władzę, bowiem jest śmiercionośnym narzędziem, które w swych trzewiach skrywa liczne sekrety zapomnianej dawno nauki. Zaczyna się walka o dowództwo na ?Arce?. Niespodziewanym splotem okoliczności właścicielem kolosa zostaje Haviland Tuf.
I w tym miejscu zawiązuje się akcja determinująca wydarzenia w kolejnych nowelkach z tego zbioru. Tuf przekształca się w inżyniera ekologa, który stawia sobie za cel pomoc mieszkańcom różnych planet odwiedzanych przez niego galaktyk, a pomaga mu w tym maszyneria, dzięki której może klonować dawno zapomniane okazy fauny i flory wielu istniejących, a także nieistniejących już światów. W kolejnych tekstach możemy obserwować poszczególne misje: a to Tuf pomaga mieszkańcom galaktyki S?uthlam zmierzyć się z problemem przeludnienia (?Chleb i ryby?, ?Repeta?, ?Manna z nieba?), a to znów doradza Namorczykom jak pozbyć się gnębiących ich potworów (?Strażnicy?), to próbuje znaleźć w swych zbiorach odpowiedniego stwora dla Norna, tresera zwierząt biorących udział w zwyczajowych bitwach Wielkich Domów Lyroniki (?Bestia dla Norna?), czy usiłuje przegonić fałszywego proroka Mojżesza z planety K?theddion (?Dziesiąta plaga?).
Czytając to króciutkie streszczenie, domyślacie się już może jaki zarzut chcę postawić ? ?Tuf wędrowiec? osnuty jest według jednego schematu i, jak każdy schemat, zaczyna się to w pewnej chwili nudzić. Czytane pod rząd nowelki o budowie ?przylot ? jest jakiś problem ? rozwiązywanie problemu ? odlot? nie robią takiego wrażenia, jakie zapewne robiły istniejąc osobno (są to bowiem teksty z różnych lat, zebrane potem w jeden tom). Mimo tego, rozpatrując teksty pojedynczo, są to naprawdę świetne opowieści. Szczególnie trzymająca w napięciu jest pierwsza, długa część przedstawiająca w jaki sposób Tuf wszedł w posiadanie ?Arki?.
Pomysłowość Martina w tworzeniu różnych wymyślnych stworów jest godna podziwu ? i z przyjemnością czytałam kolejne opisy wytworów jego wyobraźni. Problemem był dla mnie jednak sam Haviland Tuf. Ciężko poczuć do niego sympatię, a wiecie dlaczego? Autor nie wprowadził nas w myśli swojego głównego bohatera, nie wiemy jakie uczucia mu towarzyszą, co lęgnie się w jego głowie ? Tuf jest pustą kartą. Nie na darmo Martin podkreślił kilkukrotnie, że na jego twarzy ?nie malowały się żadne emocje?. Inżynier ekolog, choć co i rusz powtarza, jaki jest współczujący i przyjaźnie nastawiony, przez co wciąż niesie pomoc różnym światom, tak naprawdę jest uczuciowo ?przezroczysty?. Zwyczajnie nijaki. Przypuszczać można, że ten sprawiający wrażenie lekkiego głupka typ jest tak naprawdę bardzo sprytny i łasy na kredytki (odpowiednik pieniędzy). Ceny za jego usługi są bowiem wygórowane. Wędrowiec przeznacza je (poza niebagatelną ilością wydawaną na ogromny statek) na jedzenie i picie. Ludzkim rysem Tufa jest jego zamiłowanie do kotów ? afekt dość oryginalny, gdyż w galaktykach, które odwiedza, koty nie są specjalnie znane i lubiane, a wręcz traktowane są jako szkodniki (jako że nie ma z nich wielkiego pożytku). Niemniej, główny bohater mnie czasem irytował lub męczył, każdą wypowiedź innej osoby traktował bowiem dosłownie (np. w reakcji na pytanie ?czy wiesz, o czym myślę?? zwykł odpowiadać ?niestety nie posiadam zdolności telepatycznych?), sam zaś wysławiał się dość kwieciście (słowo ?zaiste? było w jego wykonaniu użyte nieskończoną ilość razy).
Czy więc książka mi się podobała? Cóż, jest to zgrabna literatura, bo Martin ma umiejętność snucia ciekawych opowieści. Problemem jest chyba to, że w porównaniu do ?Pieśni Lodu i Ognia?, ?Tuf Wędrowiec? jest słabszy pod względem budowy postaci, czy świata przedstawionego. Nie można jednak za to winić autora, a raczej należy się cieszyć, że w stylu pisarza widoczny jest progres. Polecam ten tytuł wszystkim wielbicielom space opery ? nie będziecie zawiedzeni.
Karolina Sosnowska