Na powieść Skrawki błękitu, kontynuację rewelacyjnego Dawcy, czekałam niecierpliwie. Przed lekturą sprawdzałam opisy treści i wiedziałam co prawda, że kolejna książka nie będzie kontynuacją losów Jonasza, ale i tak byłam bardzo pozytywnie nastawiona.
Druga powieść z serii zwanej Tetralogią Dawcy powstała 7 lat, po wydaniu Dawcy i nie wiem, czy przez ten czas zmienił się warsztat autorki, czy początkowo Dawca miał być pojedynczą książką, jednak już na samym początku widać pewne różnice nie tylko w narracji, ale i w kreacji świata przedstawionego. O tym jednak poniżej. Zacznijmy od początku.
W społeczności, w której mieszka i żyje Kira, nie ma miejsca dla ludzi ułomnych. Uważa się, że są oni bezwartościowi i że nic dobrego z nich nie będzie. Kira ma niesprawną nogę i mocno utyka. Przeżyła w tej osadzie tak długo tylko dlatego, że jej matka mocno o to walczyła. Teraz jednak, po jej śmierci, Kirę prawdopodobnie czeka wygnanie. Z chromą nogą nie jest atrakcyjną kandydatką na żonę czy matkę i już są w osadzie osoby, które chciałyby zagarnąć jej ziemię. Sprawa trafia przed Radę Opiekunów i ku zaskoczeniu wszystkich Kira nie tylko nie zostaje wygnana, ale też otrzymuje bardzo ważną funkcję. Od tej pory jej zadaniem będzie naprawiać rytualną szatę Śpiewaka oraz wyszywać na niej kolorowymi nićmi kolejne elementy, które razem tworzą barwną, pełną tajemnic historię ludzkości.
Początkowo Kira jest bardzo zadowolona ze zmiany, jaka zaszła w jej życiu. Uczy się nowych rzeczy, poznaje tajniki tworzenia kolorów z ziół, korzeni i kwiatów, żyje wygodnie i bezpiecznie. Poznaje Thomasa, który potrafi pięknie rzeźbić, ma przy sobie także małego Matta i jego psa.
Z czasem przekonuje się jednak, że Opiekunowie mają własne cele i własne sprawy, o których zwykli ludzie nie mają pojęcia. Coraz dobitniej zadaje sobie także sprawę, że ich intencje nie są tak czyste i bezinteresowne, jak początkowo myślała.
Dlaczego Opiekunowie tak pieczołowicie strzegą tajemnic ścieżki i dbają o szerzenie się plotek, że w lesie czyhają bestie? Do czego potrzebują uzdolnionych artystycznie dzieci?
Tym, co początkowo może szokować czytelnika, jest sam obraz osady. Ludzie pracują ciężko, mają duże rodziny, a jednak kompletnie nie mają potrzeby pomagania sobie wzajemnie w trudnych chwilach. Dzieci puszczane są samopas, a by nie krzyczały i nie psociły, zamyka się je w zagrodzie, dosłownie jak zwierzęta. Gdy ktoś zachoruje, nikt mu nie pomaga, mało tego rozkrada się jego warzywa, inwentarz, zajmuje ziemię. Chorych zostawia się samym sobie, a kalekich odsyła się, by umarli. Nikt tu po nikim nie płacze, ani nikomu nie współczuje. Ludzie są zgryźliwi, rozgoryczeni, zmęczeni. Opiekunowie za to żyją w starym gmachu Rady i mają wszelkie wygody. Przyznam, że kompletnie nie rozumiem, raz skąd ten rozdźwięk, dwa, dlaczego nikt nawet nie spróbuje tego zmienić. Mieszkańcom osady nawet nie przyszłoby do głowy marzyć o zmianach lub buntować się. Zabrakło mi tu wyjaśnienia tego stanu rzeczy, przez co stracił on na wiarygodności. Jedyna poszlaka, która mogłaby coś wyjaśniać, to wspomnienie o wielkiej Ruinie, która prawdopodobnie była czymś w rodzaju wielkiej wojny. Wiadomości na ten temat pojawiają się jednak rzadko i są nadzwyczaj skąpe.
Sama Kira nie jest tak ciekawska i aktywna jak Jonasz z Dawcy. Jej prostota i przeciętność, sprawiają, że rzadko podejmuje działania, które umożliwiłyby jej odkrycie tajemnic Opiekunów. A okazji jest wiele, bo w końcu z nimi mieszka, więc trudno tu o wymówkę, że się nie dało. Kira po prostu jest mało przedsiębiorcza, zaś sam Thomas już tym bardziej.
Tajemniczo robi się dopiero, gdy na scenę wkracza osoba z przeszłości Kiry, ale jest to już sam finał i wydarzenie nie ma takiej mocy.
Trzecia część ma kontynuować wątki z części drugiej, pojawi się Kira oraz Matt, który zdąży dorosnąć. To dlatego, choć w porównaniu z Dawcą, Skrawki błękitu wypadają nieco słabiej, dam serii szansę i chętnie przeczytam Posłańca.
Edyta Krzysztoń