Hanka mieszka w Bieszczadach, nie ma nikogo na świecie. Matka jej obumarła, ojciec kiedy spotykał się z jej matką i wziął był został ojcem Hanki miał już swoją rodzinę. Do pewnego momentu, owszem płacił alimenty, ale koniec końców dziewczyna zostaje sama, zmuszona do zarabiania na życie prowadzeniem budki z goframi nad zalewem, a pech chce, że pogoda paskudna. Nagle! Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jak za popchnięciem domina jej życie się zmienia. Nagle! Odnajduje nowe lukratywne (względnie zajęcia), odnajduje się jej siostra (bardzo znana prezenterka). Hanka wyjeżdża ze wsi, aby rozpocząć życie w Warszawie z siostrą, która odnalazła ją po śmierci ojca. Jak to w bajkach/telenowelach bywa, jedna siostra jest dobra, druga zła. Dobrą spotyka adoracja tłumu, chociaż życie brutalnego miasta daje w kość. Itp. Wszystko jednak zmierza do tego by dobro zatryumfowało.
Kurtyna.
Najlepiej milczenia.
Dawno nie czytałam tak naiwnej książki. Dawno. Tak stereotypowej, naiwnej. Jeszcze, żeby bohaterowie byli naturalni, ale autorka zastosowała najbardziej irytujący – moim zdaniem – zabieg: uparła się, że jasno wyłuszczy nam kto jest dobry, a kto zły. Więc Hanka, ma wszystkie możliwe cnoty, może nie olśniewa urodą, ale jak tylko zajmie się nią kosmetyczka – no inna kobieta, jest anielsko dobra, życzliwa, pomocna. Jej siostra Kaja, jest olśniewająco piękna, ale i zła. Bardzo zła, dwulicowa, wyzuta z uczuć, bez serca, współczucia – demon. Ale to Hanka na końcu książki traci w moich oczach wszystko. Okazuje się, że facet do którego wzdycha ma żonę. Żona miała wypadek w górach, teraz prawie nie ma z nią kontaktu, dla faceta – oczywiście – żona nie istnieje. Hance ona przeszkadza. Jej przeszkadza fakt, że ukochany zapomniał, że ma żonę, nie to że jego słowo jest o kant kuli rozbić, bo ślubuje się w zdrowiu i w chorobie. Mam bardzo osobisty stosunek do tej historii, bo znam taką osobę, jej mąż też w pewnym momencie się zbiesił, znalazł sobie nową panią. I nieprawdą jest, że żaden sąd nie da rozwodu, da. Zanim się wypowie takie kategoryczne stwierdzenie, zapraszam do kwerendy. I czy ta żona wyzdrowieje, czy nie, to nie żona jest problemem. Problemem jest facet, który nie uszanował jednej przysięgi i złamie kolejną, gdy pojawią się perturbacje. Hanka straciła w moich oczach, za samo rozważanie.
Jeżeli to kolejna książka o środowisku telewizyjnym, to nijaka, ani zabawna, ani niewiele wnosi, ani realistyczna. Zresztą realizm, konsekwencja w tej powieści leżą. Czyta się ją bardzo szybko, ale jest nijaka, spłowiała. Wszystko już było i w lepszym wykonaniu. Dużo lepszym. Jak głusza – to Bieszczady, jak wielkie miasto – to Warszawa, jak kariera dla dziewczyny ze wsi – to telewizja, jak Księciuniu – to bogaty. Nie polubiłam, ani Hanki bo jest tak cukierkowa, naiwna i ojej, ani Kai, bo ona ma charakterek, ale autorka zepchnęła ją na margines. Absztyfikanci zlewają się w jedną plamę.
Nie i nie. Nie polecam. To nie jest nawet debiut autorki, po inne – chociaż mają piękne okładki – w najbliższym czasie nie sięgnę. Muszę dla odtrucia poczytać coś dobrego.