Bardzo długo liczyłam na to, że uda mi się pogodzić pasję
gotowania, pisania i czytania. Mój tata jednak powtarza mi od zawsze, że robić
wszystko, to tak naprawdę robić nic. Odłożyłam więc marzenia o restauracji i skupiłam
się na pasji do słowa pisanego, ale kuchni całkowicie nie porzuciłam. Zostały mi
rzadkie wyszukane posiłki, wizyty w restauracjach, kulinarny blog \”Życie zamknięte w smaku\”, o który staram
się dbać już od kilku dobrych lat i… kolekcjonowanie książek kucharskich. \”Kuchnia Słowian, czyli o poszukiwaniu
dawnych smaków\” zabiera czytelników do odległej przeszłości i udowadnia,
że zamiłowanie do gotowania ludzkość ma w krwi.
Książka robi dobre wrażenie od samego początku. Sztywna
okładka, czytelna, ale niepozbawiona walorów estetycznych czcionka i zdjęcie,
od którego ślinka cieknie na sam widok (co ciekawe, jak się później można
dowiedzieć, jest to fotografia placków \”chwaściaków\” robionych z – nie kłamię! – polnych chwastów). Po otwarciu, tom zachwyca zapachem wysokiej
jakości papieru i druku.
Wewnątrz zresztą kryje się wcale nie gorsza wizualnie
zawartość. Poza zdjęciami samego jedzenia, zachwycają także fotografie krajobrazów
pól i starych, wiejskich zabudowań oraz tradycyjnie ubranych ludzi podczas
gotowania lub prac w obejściu; oraz zbliżenia narzędzi albo rosnących
składników – zbóż, kwiatów, owoców i innych, podobnych.
Znaczną część stronic książki wypełniają nie tyle same
przepisy, co historyczne – a może nawet archeologiczne i etnograficzne – opisy dawnych
tradycji gotowania oraz informacje o źródle pochodzenia wykorzystanych w tomie
danych. W \”Kuchni Słowian\” można więc znaleźć zarówno ustępy o tym \”Po
co nam archeologia doświadczalna\”, ale i dowiedzieć się czegoś na temat dawnych
urządzeń, wyposażenia kuchni, sposobów podawania posiłków, technik kulinarnych,
konserwacji żywności oraz stosowanych przypraw. Przy ponad trzystu stronach,
nieco ponad siedemdziesiąt poświęconych jest na opisy i zbiór historycznych
faktów. Ponadto, w dalszej części książki, pomiędzy przepisami znaleźć można
ponad dwadzieścia krótkich felietonów, tłumaczących źródła niektórych polskich przysłów
związanych z jedzeniem lub opowiadających o szczególnie barwnych tradycjach i
kulturze dawnych Słowian.
Same przepisy w dużej mierze wymagają dostępu do specjalnie
przygotowanej przestrzeni poza domem. Sporo dań przygotowuje się nad ogniskiem
lub w ognisku, niektóre także w specjalnych piecach lub wędzarniach. Nie
martwcie się jednak, jeżeli nie posiadacie codziennego dostępu do ogrodu, działki
lub… piwnicy. Wiele z przepisów posiada propozycje zamiennych sposobów
przygotowania, a inne wykorzystać można na przykład podczas letniej wycieczki
nad jezioro bądź weekend w agroturystycznym pensjonacie. Jestem pewna, że
prędzej czy później uda się Wam zorganizować ognisko i zabłysnąć wśród
znajomych choćby różnymi rodzajami podpłomyków. A do tego czasu pozostaje
zachwycać się zawartymi w książce ciekawostkami i uczyć przepisów na pamięć –
nie jest to trudne, bowiem większość zawiera zaledwie kilka składników.
Nie wszystkie dania wymagają ogniska lub opuszczenia miasta.
Wiele z nich zmusi potencjalnego kucharza jedynie do wycieczki na rynek w celu
zdobycia świeżych, nierzadko zapomnianych i niedostępnych w supermarketach,
produktów. Inne zachęcą jedynie do otworzenia lodówki. Słyszeliście kiedyś o
słowiańskim arbuzie? Nie? A idę o zakład, że dwa potrzebne do tego przepisu
składniki macie pod ręką!
\”Kuchnia Słowian, czyli o poszukiwaniu dawnych smaków\”
to jedna z najciekawszych pozycji kulinarnych, jakie miałam w rękach. Autorzy,
Hanna i Paweł Lis, przenoszą czytelnika do czasów, gdy wybór dań dyktowała
pogoda, urodzaj (bądź nieurodzaj) i żyzność ziemi oraz… pomysłowość. Pasjonaci
gotowania z pewnością znajdą coś dla siebie – nawet, jeżeli nie do jedzenia, to
do poczytania i pomyślenia. A jeżeli macie w kręgu znajomych kogoś z działką
lub domkiem na wsi – koniecznie musicie mu tę książkę sprezentować. Jestem
pewna, że będzie wniebowzięty. Ja bym była.