Pierwszą część tej serii, Dzikie karty, czytałam jeszcze na
początku mojej przygody z książkami Martina i skusiło mnie wtedy właśnie jego
nazwisko na okładce. I choć tak naprawdę wkład Martina w cały cykl nie jest
zbyt duży – z racji tego, że tak naprawdę jest to zbiór opowiadań wielu autorów
– to jednak wpadłam po uszy i nie mogłam się doczekać kolejnych tomów.
Po trzydziestu latach od momentu, gdy na Ziemi pojawił się
tajemnicy wirus, ludzkość – a więc także osoby, których dotknęła dzika karta – musi zmierzyć się z nowym zagrożeniem. Z kosmosu przybywa Rój – inteligentna,
zabójcza maszyna, która chce zniszczyć życie na naszej planecie. Czy Asom i
Dżokerom uda się nas ochronić?
Nawet jeśli nazwisko Martina ma za zadanie głównie
przyciągnąć czytelników do tej serii, to muszę już na wstępie zaznaczyć, że jest
to zabieg zupełnie zbędny dla każdego, kto czytał Dzikie karty. Wieża asów jest
bowiem książką jeszcze lepszą niż jej poprzedniczka i aż trudno sobie
wyobrazić, żeby kolejne tomy mogły być jeszcze lepsze. W poprzedniej części
historia asów zaczynała się dopiero rozwijać, tutaj mamy z kolei do czynienia z
uporządkowanym, rządzącym się co prawda specyficznymi, ale jednak ustalonymi
prawami światem, w którym bezpiecznie nie może się czuć w zasadzie nikt.
Książkę czyta się niezwykle szybko, choć liczy ona ponad
pięćset stron. To dość opasłe tomisko napisane jest bowiem w iście mistrzowskim
stylu, ale o tym trochę później. Jest też po prostu wciągające, bo fabuła mimo
dość prostych założeń ma jednak kilka dość zaskakujących czytelnika momentów.
Zdarzają się też, co jest nie bez znaczenia, momenty niezwykle zabawne,
nasuwające wręcz na myśl skojarzenia z parodią znanych filmów czy książek o
superbohaterach.
Spotkamy tu postaci znane z poprzedniej części (w tym moją
ulubioną, a więc doktora Tachiona), ale pokażą one swoją dotychczas nieznaną
twarz. Nie zabraknie chwil słabości, ale i wielkiej chwały. Jednak
najważniejsze jest to, że czytając tę książkę nie sposób się nudzić i co
najważniejsze – nie sposób zauważyć żadnych większych różnic pomiędzy
opowiadaniami. Autorom udało się stworzyć tak jednorodny świat, że właściwie
nie jesteśmy w stanie zorientować się bez przeczytania nagłówka kto odpowiedzialny
jest za konkretny fragment Wieży asów.
Także same opowiadania, za co Autorom należą się olbrzymie wyrazy uznania,
idealnie się zazębiają i wyobrażam sobie jak ścisłej współpracy wymagało to od
wszystkich autorów.
Wieża asów to zbiór który najlepiej czytać po zapoznaniu się
z pierwszym tomem serii, ale nawet jeśli nie mieliśmy takiej okazji, to nie
oznacza to, że się nie odnajdziemy. Pomimo swojej objętości jest to
zadziwiająco lekka i porywająca opowieść o bohaterach, którym śmiało można
nadać miano superhero. Naprawdę warto przeczytać!
Dominika Brachman