Istnieje na świecie garść tytułów uważanych za pozycje
wielkie i konieczne do poznania. Sęk w tym, że niektóre – muszę tu być dość
bezpośrednia – są autentycznie nie do przebrnięcia. Moim faworytem pośród
podobnych dzieł literackich jest \”Ulisses\” Jamesa Joyce\’a. Powieść, którą
jednocześnie podziwiam i nienawidzę; tekst, za który zabierałam się tyle razy,
że pierwsze trzydzieści stron znam już na pamięć; rzecz, którą omawiałam już na
tylu wykładach i z tylu perspektyw, że mam wrażenie, iż Joyce, to mój stary
druh. Dlaczego, więc \”Dublineska\” Enrique Vila-Matas? Bo chciałam się
dowiedzieć, jak to jest kochać \”Ulissesa\”.
Bohaterem powieści jest starzejący się Samuel Riba, były
wydawca, który do tej pory wiódł wygodne życie. Obracał się pośród znanych
pisarzy i wydawców, otrzymywał zaproszenia na kongresy i promocje książek;
lecz, gdy zbankrutował pozostała mu ledwie garstka znajomych. Odbijając się od
smutnej codzienności, rodzinnych problemów, braku wyższego celu i możliwości
spełnienia, z nieco chaotycznych powodów, postanawia wyjechać do Dublina, gdzie
rozgrywa się akcja \”Ulissesa\”, by wyprawić pogrzeb erze Gutenberga. A to
wszystko w czasie Bloomsday, dorocznego święta Jamesa Joyce\’a i jego twórczości.
Riba to tragiczny bohater. Były alkoholik, który w każdej
chwili zmaga się z pragnieniem powrotu do nałogu; mężczyzna uzależniony od
literatury i destrukcyjnie wierzący w mit pisarza-geniusza, który rujnuje jego –
zbyt bezbarwne i pozbawione głębi, jak mu się wydaje – życie. Riba pragnie
czegoś więcej i zdaje mu się, że coś więcej dostrzega, jednak nie ma w sobie
wystarczającej odwagi, by to \”więcej\” zaprezentować światu. Celowo banalizuje
swoje notatki i pali zapisane stronice. Czytelnikowi wydaje się chwilami, że
Riba sam jest geniuszem, którego poszukuje. W innych jednak momentach widać w
nim jedynie nieco szalonego i zgorzkniałego starszego pana, który coraz
bardziej odrywa się od rzeczywistości.
Vila-Matas tworzy niejednoznaczny świat, w którym literatura
przeplata się z rzeczywistością. Stawia pod znakiem zapytania realizm własnej
powieści. Czy prześladujące Ribę sny, to tylko zbieg okoliczności lub jego
wyobraźnia? Czy widywane przez niego duchy, to tylko egzystencjalne metafory?
Czy prześladujące go postaci, to tylko pragnienie \”uliteraturowienia\” własnego
życia? Historia Riby, chociaż zupełnie odrębna, toczy się w świecie łudząco
podobnym do tego, wykreowanego przez irlandzkich pisarzy. Odciska się na
rzeczywistości zdziwaczałego wydawcy, Joyce i Beckett. Riba miota się niepewny,
co jest wytworem jego umysłu, a co prawdą. A może to wszystko jeden wielki
spisek?
Odpowiedzi na to pytanie nie udziela Vila-Matas, który
wykorzystując nawiązania intertekstualne – tak bardzo dla siebie typowe – zwodzi czytelnika, podsuwając mu fałszywe tropy. \”Dublineska\” jest nimi
naszpikowana tak gęsto i tak różnorodnie, że wymienienie kilku mijałoby się z
celem. Zobrazować ogrom tego zabiegu może jednak fakt, że Katarzyna Okrasko –
tłumaczka książki – poświęciła na wymienianie wykorzystanych przez pisarza
utworów i cytatów aż dwie strony. A przecież Vila-Matas na tego typu
wtrąceniach nie kończy! Tworzy własne, nieistniejące autorytety lub w usta
znanych, wkłada zdana nigdy niewypowiedziane. Pod tym względem \”Dublineska\” to
nieprzeciętna uczta dla amatora nie tyle literackiej klasyki, nie tyle
literatury w ogóle, co po prostu kultury. Pisarz korzysta bowiem nie tylko z
dorobku autorów takich, jak Joyce, ale również piosenkarzy i zespołów, jak chociażby
Coldplay.
\”Dublineska\” to erudycyjna pułapka, z której nie sposób
wyjść w jednym kawałku. Zwodnicza i chwilami chaotyczna, ale wciąż
zachwycająca. Niezależnie bowiem od sympatii bądź jej braku dla literatury
klasycznej, niezwykła zasobność wiedzy Vila-Matasa rzuca się w oczy. Nie jest
to jednak erudycja wystudiowana i na pokaz, a zdaje się być dla autora równie
naturalna, co pogawędki o pogodzie, gdy brak rozmawiającym innych tematów.
Jedynym, co pozostaje – nam, czytelnikom – to westchnąć głęboko po zakończeniu
lektury, zamknąć książkę i wyszeptać: \”Chapeau bas, panie Vila-Matas\”.
Alicja Górska