O
niektórych premierach filmowych adaptacji książek mówi się na kilka dni przed
pierwszymi pokazami. O innych można przeczytać, gdy tylko wykupione zostaną
prawa do ekranizacji. \”Papierowe miasta\” są idealnym przykładem drugiej
kategorii. Film na podstawie książki Johna Greena, autora również
zekranizowanego hitu \”Gwiazd naszych wina\”, należał do najbardziej
wyczekiwanych premier tego roku. Czy rzeczywiście warto jest go zobaczyć?
Quentin
jest zwyczajnym nastolatkiem kończącym liceum. Ma zaplanowaną przyszłość,
wliczając karierę, dom, rodzinę i dzieci. Pewnej nocy jednak wszystko się
zmienia. Budzi go tajemnicza postać wchodząca przez okno do pokoju. Okazuje
się, że to dziewczyna z naprzeciwka – Margo. W dzieciństwie przyjaźnili się, ale
w wyniku pewnego wydarzenia ich drogi się rozeszły. Po latach Margo przybywa po
pomoc w zemście. Ta noc zmienia Quentina, który ma nadzieję na odnowienie
wiadomości. Jednak nazajutrz dziewczyna znika. Chłopak wraz z dwójką kumpli
rozpoczyna szalone poszukiwania, odkrywając siłę przyjaźni i wartość
pojedynczej chwili.
Drogi
Czytelniku, jeżeli nie podobała Ci się ekranizacja \”Gwiazd naszych wina\” i
bałeś się, że film do \”Papierowych miast\” też zostanie skopany, to możesz
śmiało iść do kina. Tym razem twórcy zrobili wszystko poprawnie. Tym razem film
na podstawie książki Johna Greena ogląda się bardzo przyjemnie. Nie ma
emocjonalnej papki, jednak nie oznacza to braku emocji.
Ekranizacja
\”Papierowych miast\” pełna jest oryginalnego humoru i pozytywnego nastawienia do
rzeczywistości. Quentin, Ben i Radar zostali świetnie zagrani przez trójkę
młodych aktorów. Nat Wolff, znany z \”Gwiazd naszych wina\”, naprawdę spisał się
w roli Q. Miał swój chłopięcy urok i rozum, którego wcale nie stracił zbyt
szybko dla dziewczyny. Margo, grana przez Carę Delevingne, wyszła równie
dobrze. Tajemnicza dziewczyna, która pojawia się i znika to dobry materiał na
komedię romantyczną dla młodzieży, za którą ten film można z pewnością uznać.
Wszystkie drugoplanowe postaci dodawały charakteru i historii innym. Po prostu
całość świetnie ze sobą współgrała.
Niespodziewanie
pojawił się też Ansel Elgort, znany z roli Augustusa w ekranizacji pierwszej
powieści Greena. Najwyraźniej autor, który towarzyszył aktorom podczas
produkcji filmu i wszelkich premier, lubi odwdzięczać się odtwórcom swoich
ulubionych postaci.
Soundtrack
również został dobrze przemyślany i dobrany. Piosenki wpasowują się w klimat
konkretnych scen. Rozważam zakup albumu.
Polecam
\”Papierowe miasta\” fanom Johna Greena i \”Gwiazd naszych wina\”. Każda osoba
lubiąca dobrą komedię młodzieżową z głębszym przesłaniem także powinna być
zadowolona. Green w tym wydaniu po prostu bawi i subtelnie rozczula.
Natalia Pych