Drogi Czytelniku, mam dziś bardzo ważną ankietę. Zajmie Ci
tylko kilka minut.
Czy na hasło dystopia reagujesz alergicznie? Czy masz dość
książek o walce młodych bohaterów z tyranią? Czy na wieść o miłości powstałej z
nienawiści uciekasz, gdzie pieprz rośnie?
Jeśli na powyższe pytania odpowiedziałeś twierdząco, \”Misja
Ivy\” Amy Engel jest dla Ciebie. Zawiera wszystkie wyżej wymienione elementy,
ale przy tym pozytywnie zaskakuje.
W pewnym dystopijnym państwie przed laty doszło do wojny
nuklearnej. Ocalali ludzie podzielili się jednak w walce o władze. Zwyciężyła
rodzina Lattimerów, spychając Westfallsów na margines. Pięćdziesiąt lat później
Lattimerowie utrzymują swoje rządy i względny spokój poprzez coroczny rytuał
polegający na małżeństwie córek strony przegranej z synami rodzin zwycięzców.
Ivy Westfall wie, kogo poślubi – syna prezydenta Lattimera.
Nie protestuje, mimo że obawia się wrogiej rodziny. Ma jednak misję – zabić
Bishopa Lattimera i przywrócić swoją rodzinę do władzy.
Pytanie tylko, czy Bishop aby na pewno jest taki jak jego
rodzina. W końcu rozumie Ivy jak nikt inny, lepiej od jej ojca i siostry.
Historię Ivy pochłonęłam w jedną noc. Jako dystopia nie
wyróżnia się ogromem akcji czy niezwykle wymyślną intrygą, mimo że nie byłam pewna,
jak to wszystko się skończy. Przed dużą część książki napięcie jest wręcz
namacalne. Wraz z główną bohaterką zastanawiamy się, komu można ufać i
odkrywamy prawdę o historii obu rodzin. Poznajemy drugie oblicze niektórych
postaci, uczestniczymy w planowaniu zamachu na głowę państwa. W międzyczasie
towarzyszymy Ivy i Bishopowi w poznawaniu się, pierwszych rozmowach,
pocałunkach i kłótniach. Wszystko jest pełne emocji i mimo odrobiny naiwności i
banału, po prostu zakochałam się w tej historii.
Ivy z początku jest kompletnie oddana rodzinie i przekonana
o ich racji. Chce zadowolić ojca i siostrę oraz pomścić matkę. Z kolejnymi
stronami jednak zaczyna interesować się drugą stroną historii. Otwiera się na
innych ludzi, stara się pomóc, okazuje się być empatyczną, młodą dziewczyną,
która mimo wszystko chce i potrzebuje miłości. Tę daje jej Bishop, którego z
rodziną łączy jedynie nazwisko i zachowywanie pozorów. Chłopak jest pracowity i
wyrozumiały. Cierpliwie pozwala Ivy na jej wybuchy irytacji, chociaż czasem nie
wytrzymuje i przedstawia jej swoje kontrargumenty. Łamie zakazy rodziców i
działa zgodnie ze swoimi przekonaniami.
Kompletnie nie zapałałam sympatią do rodziny Ivy oraz matki
Bishopa. Prezydent Lattimer jednak wzbudził moje zainteresowanie i chciałabym
go lepiej poznać w kolejnych tomach.
Okładka nie jest może za specjalna, ale trochę interesuje. W
końcu dziewczyna chowa za plecami nóż, co idealnie oddaje zaplanowaną zdradę.
Pytanie tylko, kto w końcu kogo zdradzi.
Koniec końców, \”Misja Ivy\” wydaje się lekturą odpowiednią
dla młodzieży przepadającej za dystopiami, a zarazem nielubiącej trójkątów
miłosnych. Ja jednak też sięgnęłam i zapałałam do historii Ivy sympatią.
Najlepszą rekomendacją będzie więc chyba, gdy polecę lekturę tym osobom, które
po prostu ten tytuł ciekawi. Ja nie żałuję.