\”Rzeczy
ulotne\” to kolejny zbiór prezentujący twórczość Neila Gaimana – tym razem
mocno zróżnicowany, składający się zarówno z klasycznych opowiadań, jak też
miniatur czy wierszy. Niektóre z utworów to literackie eksperymenty wymykające
się jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej i choć jak zwykle w przypadku
antologii poziom poszczególnych tekstów jest nierówny, zdecydowanie lepiej
wypadają typowe opowiadania, utwory nieco dłuższe i bardziej rozbudowane. Jako
że zbiór jest mocno niejednolity, trudno omówić \”Rzeczy ulotne\” jako
całość; niełatwo też doszukać się myśli przewodniej, wspólnego motywu, a nawet
tematyki, często nawet przesłania – utwory te w większości są raczej literacką
próbą ubrania w słowa sennych wizji, ulotnych wrażeń, mgnień refleksji,
nastroju; ich wspólną cechą jest niesamowitość, nieuchwytna groza wymykająca
się ramom codzienności, percepcji, zrozumienia, egzystująca tuż obok nas, w
smudze cienia, nieoswojona, okraszona typowo gaimanowskim stylem, czyniącym
jego prozę rozpoznawalną już na pierwszy rzut oka.
Do
najlepszych utworów zaliczyłabym te mające formę klasycznych opowiadań; zbiór
zresztą otwiera jedno z nich. \”Studium w szmaragdzie\” to z jednej
strony błyskotliwe nawiązanie do klasyki gatunku – w inteligentny i pomysłowy
sposób łączące w sobie elementy twórczości Arthura Conan Doyle\’a oraz H.P.
Lovecrafta – z drugiej będące efektem zabawy konwencją. Efekt jest znakomity,
to mój zdecydowany faworyt. Innym opowiadaniem zapadającym w pamięć jest
szkatułkowa ghost story, \”Październik w fotelu\”, tematyką i klimatem
przywodząca na myśl \”Księgę cmentarną\” – historia opowiadana przez
Październik, miesiąc kojarzący się z tego rodzaju opowieściami, o małym chłopcu
spotykającym ducha swojego rówieśnika. \”Władca górskiej doliny\”,
opowiadanie ze świata \”Amerykańskich bogów\”, którego głównym
bohaterem jest Cień, to inny mocny akcent antologii. To nastrojowa, budząca
niepokój historia osadzona w realiach współgrających z klimatem utworu, ponurej,
posępnej Szkocji, gdzie można spotkać potwory zarówno te mitologiczne, jak i
ludzkie.
W
\”Rzeczach ulotnych\” Gaiman udowadnia, że żonglowanie i zabawę
konwencją opanował po mistrzowsku – i to pomimo bardzo nierównego poziomu
tekstów w zbiorze. Świadectwem tego niech będą chociażby \”Zbłąkane
oblubienice…\” – cudowna parodia opowieści gotyckiej, \”Goliat\”
– opowiadanie utrzymane w konwencji science-fiction i realiach Matrixa, w
którym na pierwszy plan wysuwa się nie tyle motyw ratowania świata, a dramat osobisty
bohatera – pozostawiające wrażenie, że autor nie wykorzystał potencjału
drzemiącego w temacie, a jedynie prześlizgnął się po jego powierzchni,
generujące poczucie niedosytu; \”Karmiący i karmieni\” – o ciężkim,
mrocznym klimacie klasycznego horroru, podobnie jak miniatura \”To
inni\”, kończącą się mocną, zaskakującą puentą. Z obowiązku wspomnę w tym
miejscu o utworach poetyckich, które raczej nie zapadają w pamięć ani nie
wyróżniają się niczym szczególnym, niestety.
Ciekawie
prezentują się utwory potwierdzające zdolność brytyjskiego pisarza do
naśladowania stylów kolegów po piórze oraz twórczego wykorzystania motywów
znanych z twórczości tychże – doskonałym przykładem jest tu opowiadanie
\”Studium w szmaragdzie\”, ale również \”Ptak słońca\” –
całkiem niezła, choć przewidywalna historia w stylu R.A. Lafferty\’ego czy
\”Problem Zuzanny\”, odnoszące się do Lewisowskich \”Opowieści z
Narni\” i jedynej z jej bohaterek, która dorosła i nie dostała się do
narnijskiego raju – tekst przewrotny, niepokojący, a nawet kontrowersyjny, z
całą pewnością godny uwagi i uważniejszej refleksji.
Sporą
część zbioru stanowią utwory słabsze, a raczej takiej, którym czegoś brakuje,
zbyt powierzchowne, nijakie lub niedopracowane, by mogły zachwycić lub zapisać
się w pamięci. \”Smak goryczy\” ujmuje jedynie wyjątkowo sugestywnie
nakreślonym specyficznym klimatem Nowego Orleanu, gdzie zacierają się granice
między życiem a śmiercią; nastrój w \”Faktach w sprawie zniknięcia panny
Finch\” rozmywa się gdzieś po drodze, wraz z przechodzeniem bohaterów przez
kolejne cyrkowe sale, z kolei \”Arlekin i walentynki\” zaskakuje
oryginalnym pomysłem i niezłym wykonaniem, jednak pozostawia wrażenie, że
Gaimana stać na coś więcej; ciekawie zapowiadające się \”Piętnaście kart z
wampirzego tarota\” – zbiór króciutkich wampirycznych opowiastek – migawek,
nie łączy się w spójną całość, co jest dość rozczarowujące.
Chociaż z
drugiej strony… różnorodność tematyczna i gatunkowa \”Rzeczy
ulotnych\”, utwory raz po raz zaskakujące czytelnika, nieprzewidywalne,
niedoskonałe, zadziwiające, a właściwie wszechstronne, nie ograniczone ani
ramami gatunkowymi, ani wyobraźnią, wymykające się – zgodnie z tytułem – wszelkim klasyfikacjom – to zaleta prozy
Gaimana. Skoro autor potrafi jeszcze zaskoczyć swoją otwartością i elastycznością,
zirytować, zdezorientować, skłonić do refleksji, wzbudzić emocje – nie tylko te
pozytywne – to znaczy, że wciąż się rozwija i że wciąż ma coś do opowiedzenia,
przekazania czytelnikowi. Co mnie niezmiernie cieszy.
Karolina Małkiewicz


