Kiedy zespół Serge\’a Burena
wkracza do akcji, nie robi tego delikatnie i z gracją. Im jest głośniej, im
więcej pada strzałów, spłonie samochodów, tym lepiej. Jeśli jeszcze w dodatku
dojdzie do jakiegoś wybuchu, to już w ogóle można o akcji powiedzieć, że była
udana. To żart? Nie.
Tak właśnie działa ten zespół,
swoimi metodami doprowadzając do szału przełożonych, którzy mając już dość
skarg i zażaleń obywateli, decydują się odział rozwiązać. Kiedy bowiem nad
skutecznością zaczyna górować wielkość strat, o dalszym przymykaniu oka na
graniczące z prawem metody, nie ma już mowy. Tym bardziej, że zmienia się
szefostwo, które w odróżnieniu od poprzedniego, takie liberalne już nie
jest. Kiedy jednak, w mieście zaczyna
się panoszyć grupa organizująca napady na sklepy jubilerskie, a potem także i
na banki, jedynymi, którzy mogą dopaść przestępców, są właśnie ludzie
Burena.
Francuski film sensacyjny w
reżyserii Benjamina Rochera od pierwszej sceny stara się oszołomić widza
głośnymi scenami strzelanin i pościgów. I trzeba przyznać, że nie jest to zła
strategia, bo kiedy po raz pierwszy spojrzy się na zegar, okazuje się, że mamy
już za sobą ponad połowę filmu.
W sympatyczny sposób zostali
ukazani członkowie brygady policyjnej. W myśl zasady jeden za wszystkich, nie
tylko są gotowi pójść za swoim szefem w ogień, ale też faktycznie dzięki,
nazwałabym to, policyjnemu ADHD, mają naprawdę dużą skuteczność w tym co robią.
A że przy okazji zostawiają za sobą stosy gruzów i zniszczonych aut, to już
inna sprawa. Złamany nos? To nic, przecież wtedy czuje się, że człowiek żyje.
Postrzał w bok? Jest okazja do świętowania swoistego pierwszego stażowego
postrzału. Członkowie ekipy Burena pracują tak jak żyją: z hałasem, szybko i
zawsze w dobrym humorze. Wszystko da się obśmiać, a jak nie, to najpierw trzeba
okląć, a potem można już obśmiać.
Akcja filmu toczy się dość
wartko, głównie dzięki scenom pościgów i strzelanin i choć nietrudno się
domyślić, jak się historia zakończy, ogląda się naprawdę przyjemnie. Wisienką
na torcie jest tutaj osoba Jeana Reno, który choć mimikę twarzy wydaje się mieć
dość ograniczoną, tworzy wokół siebie aurę powagi lub śmieszności w zależności
od potrzeby sytuacji i nawet nie musi się przy tym zbytnio wysilać. Może tak
już ma, a może to lata praktyki. W każdym razie przyjemnie się go ogląda i mu
kibicuje.
Brygada ponad prawem to dobra
propozycja na weekend. Nie wymaga zbyt wiele myślenia, bo historia w niej
prezentowana jest dość prosta. Przykuwa jednak uwagę widza na tyle, że jest on
w stanie zapomnieć o trudach minionego tygodnia. Polecam film miłośnikom kina
akcji z domieszką komedii, tym, którzy lubią Jeana Reno oraz tym, którzy chcą
zwyczajnie obejrzeć coś fajnego, a nie wymagającego wiele myślenia.
Edyta Krzysztoń