Historia była jednym z moich
szkolnych koszmarów. Wcale jednak nie ze względu na ogrom dat i nazwisk
do spamiętania, a dlatego, że nudziły mnie niepomiernie wszystkie te
wojny, akta, zmiany władzy. Bardziej niż meandry polityki oraz liczba
ofiar tej czy innej bitwy interesowało mnie, jak żyli ludzie w dawnych
czasach, czym się zajmowali, co mieli w domach i do czego dążyli. O tym w
szkole dowiedziałam się niewiele, natomiast legendarna książka
Władysława Łozińskiego właśnie takie szczegóły ? choć okraszone
autentycznymi aktami – obiecuje.
Dlaczego legendarna? Łoziński napisał \”Prawem i lewem\” na początku XX wieku, a do dziś dzieło to pozostaje
najbardziej dokładnym kompendium obyczajowości siedemnastowiecznej
szlachty na Rusi Czerwonej, co podkreśla we wstępie do nowego wydania
zmarły niedawno profesor Janusz Tazbir, nie mniejsza gwiazda na
firmamencie nauk historycznych. ?Prawem i lewem\” to nie tylko lektura
obowiązkowa przyszłych historyków, ale też źródło natchnienia twórczego ?
z pracy tej szeroko korzystał m.in. Jacek Komuda.
Wydawnictwo Iskry wznowiło książkę
Łozińskiego w imponującej oprawie, o której nie sposób nie wspomnieć:
potężne tomisko w pięknej oprawie robi wrażenie już na pierwszy rzut
oka. Wydawcy dołożyli starań, by maksymalnie zbliżyć nowe wydanie do
oryginału, a jednocześnie nie zapomnieli, że dzisiejszy czytelnik
dysponuje nieco innym przygotowaniem – stąd na końcu książki wykaz
użytych wyrażeń łacińskich. Przypisy końcowe zamiast dolnych (które
mniej obeznanego czytelnika zazwyczaj przerażają), bogactwo oryginalnie
użytych przez Łozińskiego ilustracji i objaśniający dzieje \”Prawem i
lewem\” wstęp wskazują na chęć dotarcia do jak najszerszego kręgu
odbiorców.
To się niewątpliwie udaje – i Iskrom, i
samemu Łozińskiemu. Opierając się na aktach sądowych, historyk
przedstawił fascynującą panoramę życia szlachty na Rusi Czerwonej –
majętnych rodów, pospolitej szlachty i licznych awanturników, spośród
których jednemu poświęcił szczególną uwagę. Mowa o Stanisławie
Stadnickim zwanym \”Diabłem Łańcuckim\”. Jeśli przez półtorej księgi autor
snuje opowieść o procesach, porwaniach, waśniach i kompromisach, w
której nadrzędne są tematy, nie osoby, to ostatnich kilka rozdziałów w
całości poświęca Stadnickiemu. Nie kryje przy tym negatywnego stosunku
do opisywanej postaci, co nie przeszkadza mu zaskakująco rzeczowo
przedstawić życiorys ?Diabła\” i losy jego potomków.
Rozdziały o Stadnickim to moim zdaniem
najciekawsza dla przeciętnego czytelnika część tego dzieła i choćby ze
względu na nie warto się zainteresować pracą Łozińskiego. Historyk
mimochodem udowadnia nieprzekonanym, że historia to nauka fascynująca,
pełna barwnych postaci i zaskakujących zwrotów akcji niczym dobry
thriller. O losach \”Diabła\” faktycznie czyta się tak, jakby to była
powieść, a nie prawdziwa, \”szkolna\” historia, w dodatku zamieszczona w
dziele, było nie było, naukowym. Łoziński nie traci kontaktu z
faktografią, ale jednocześnie pisze żywym, emocjonalnym językiem, snuje
iście sienkiewiczowską narrację, ożywiając na kartach swej książki
ludzi, wydarzenia, rozgłos towarzyszący kolejnym wyczynom Stadnickiego.
Autor nie stroni od pewnej dozy dydaktyzmu, co może szokować
współczesnego czytelnika, przyzwyczajonego do nieco innego podejścia
naukowców, ale jednocześnie ma niezwykle ożywczy charakter.
Historia według Łozińskiego nie ma wiele
wspólnego z tym, czego uczymy się w szkole (czy nawet na studiach, o
ile nie studiujemy historii właśnie). To opowieść o czasach, ludziach,
obyczajach – tym bardziej imponująca, że sklejona praktycznie wyłącznie z
akt sądowych. Nie sposób przejść obok tytanicznego trudu autora, tak
jak nie sposób przejść w księgarni obok tak pięknie wydanego dzieła.
Najbardziej zaskakuje, że to właściwie książka dla wszystkich – i
profesjonalnych historyków, i studentów, i tych, którzy do nauk
historycznych nie są przekonani, ale chcieliby dowiedzieć się więcej o
faktycznym życiu szlachty na wschodnich rubieżach dawnej Polski.
Pozostaje mi tylko dołączyć do zachwyconych głosów. \”Prawem i lewem\” nie
zasługuje na nic innego.
Joanna Radosz