Seria Kobiety to czytają, jest
obecnie, jedną z moich ulubionych serii wydawniczych na rynku.
Staram się śledzić na bieżąco to co się ukazuje, chociaż z
czytaniem gorzej, bo o ile książki są świetne, o tyle czas nie
chce się rozciągnąć. Te powieści pokazują, że literatura dla
kobiet to nie tylko płytkie i prymitywne romanse, pokazuje, że
kobiety lubią czytać książki problemowe, intrygujące,
pokazujące, że życie nie zawsze jest proste, a największym
dylematem nie jest wybór męża. Jedyna trochę za długo
czekała na swoją kolej, ale gdy już wskoczyła na tapet…
Oczekiwań nie miałam, nawet nie myślałam o czym może być ta
powieść bo tytuł mówi wszystko i nic.
Taisy, przed siedemnastoma laty została
porzucona przez ojca. Ją i jej brata bliźniaka, wychowała matka.
Taisy ma wewnętrzny imperatyw zadawalania innych, zwłaszcza ojca,
którego nadal kocha. Nawet po wizycie u ojca, przed wielu laty,
któraż to wizyta zakończyła się koszmarnie. Gdy Wilson dzwoni do
córki, tuż po zawale i prosi, chociaż raczej żąda, by ta wraz z
bratem się u niego pojawiła, Taisy się zgadza, Marcus stanowczo
odmawia. Ojciec Taisy jest zadufanym w sobie egocentrykiem i
propozycja, jaką ma dla Taisy jest hm? kontrowersyjna. Nie tylko
to utrudni pobyt dziewczyny u ojca. Wilson, odchodząc od rodziny,
założył nową. Ma idealną córkę, Willlow, która jest
doskonała, przeinteligentna i dopiero teraz poszła do szkoły, bo
wcześniej ojciec trzymał ją pod kloszem. Dziewczyna sama dochodzi
do wniosku, że ukochany tatuś zrobił z niej ptaka dodo, skazanego
na wymarcie. Willow jest zazdrosna o siostrę, zazdrosna o każdą
minutę, którą ojciec spędza nie z ukochaną córeczką.
Po pierwsze, mamy ciekawy kontrast,
ciepła Taisy, która za sprawą przejść z dzieciństwa, miałaby
prawo być zgorzkniałą i oschłą i Willow, która jest sztywna i
nieprzyjemna. Z drugiej strony to zrozumiałym jest, że Willow boi
się strącenia z piedestału, ojciec uzależnił ją od siebie, jest
centrum jej świata, jeśli zniknie ta oś, wszystko może się
rozpaść.
Ta książka wywołała u mnie spore
emocje, bo bohaterowie, przez sporą część czasu poświęconego na
czytanie mnie denerwowali. To nie były nerwy związane z ich
beznadziejną kreacją bohaterów, tylko po prostu ich charaktery, no
grrr po porostu mnie wkurzały, każdym bym potrząsnęła. No może
z wyjątkiem Marcusa.
Jedyna jest emocjonującą
książką, opowiadającą o tym, że każdy potrzebuje bliskości,
ludzi i akceptacji. Każdy z nas ma jakieś problemy i każdy jak
umie próbuje sobie z nimi radzić, tylko, że w pojedynkę nie warto
rozprawiać się z całym światem i z własnymi demonami.
Katarzyna Mastalerczyk