Filmy o nałogowcach, to jeden z typów produkcji, które
szczególnie mnie dotykają. Nie dlatego, że mam jakieś prywatne doświadczenia z
tym związane, ale dlatego, że niezwykle silnie oddziałuje na mnie wizja trwania
w pewnym liminalnym stanie ? pomiędzy pragnieniem kontynuowania działań
nałogowych, świadomością dramatyzmu swojego położenia i złudną wiarą w to, że
można przestać – cokolwiek się robi – w każdej chwili. Śledzenie kolejnych
złych wyborów i swoistego studium upadania oraz pewność, że bohater z
tragicznej sytuacji przejdzie w jeszcze gorszą, sprawiają, że oglądania
podobnych filmów to katorga dla moich nerwów i kondycji psychicznej,
rozdzieranej między współczuciem, wściekłością i rozczarowaniem. Nie inaczej
było w przypadku seansu filmu \”Urodzeni zwycięzcy\”.
Gerry (Ben Mendelsohn) to życiowy nieudacznik. Od zawsze
żyje w Iowa, żona go opuściła, a ponadto od lat zmaga się z uzależnieniem od
hazardu. Sam nie dostrzega problemu w swoim zachowaniu. Nawet mimo faktu, iż
zadłużony jest – jak sam mówi – \”u wszystkich\”. Pewnego dnia spotyka
charyzmatycznego Curtisa (Ryan Reynolds), młodego gracza, który podróżuje po
kraju i żyje z zakładów. Widząc, że przynoszą sobie szczęście, mężczyźni
decydują się wyruszyć w szaloną podróż do Nowego Orleanu i wreszcie pokazać
przewrotnej fortunie, na co ich stać. Ale czy naprawdę mogą liczyć na
szczęście? A może podróż jedynie przypieczętuje ich dramatyczne losy?
Oglądanie \”Urodzonych zwycięzców\” jest rzeczą z miejsca
wywołującą psychiczny dyskomfort. To historia dwóch zupełnie od siebie różnych,
ale mimo to identycznie pogrążonych w uzależnieniu postaci. Niepociągający
wizualnie, podstarzały Gerry stanowi stereotypową reprezentację człowieka w
podobnej sytuacji życiowej. Pozbawiony charyzmy, perspektyw, pijący taniego
bourbona i odpychający zdaje się być absolutnym przeciwieństwem rozrywkowego
Curtisa, który z miejsca zjednuje sobie wszystkich w lokalu, cieszy się
zainteresowaniem kobiet i wiedzie życie niespętanego statecznymi relacjami czy
pracą lekkoducha. Tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości
obaj zmagają się z tym samymi problemami, które najprościej oddają hasła takie,
jak: \”Nie możemy przegrać!\” czy \”Miałem ostatnio pecha, ale się odkuję!\”. Obaj
także – głównie ze względu na swoje uzależnienie – nie potrafią zbudować trwałej
relacji, nawet przyjacielskiej.
\”Urodzeni zwycięzcy\” to film męczący nie tylko tematyką.
Także sposób prowadzenia narracji może pokonać nawet najwytrwalszych widzów.
Brakuje tutaj konkretnej osi fabularnej i związanej z tym konstrukcji zdarzeń,
opartej np. na sinusoidzie akcji i chwil względnego spokoju. Przez większą
część czasu nic się w tym filmie konkretnego nie dzieje. Bohaterowie
rozmawiają, za pomocą rozmów kreując w umyśle odbiorców obraz dwóch tkwiących w
problemie hazardowym jednostek, ale nic ponad to. Tak, jak uzależnieni
funkcjonują z dnia na dzień, z chwili na chwilę, bez większych planów, tak i
widz doświadcza tegoż obrazu z minuty na minutę, jednocześnie kompletnie nie
wiedząc, dokąd zmierza, a z drugiej strony mając świadomość, że wszystkie
podobne historie zawsze kończą się tak samo.
Także warstwa wizualna nie nastraja optymistycznie.
Zadymione pomieszczenia, szare krajobrazy, stare wnętrza. To nie opowieść o
szalonym weekendzie w Las Vegas. Tutaj miejsce smokingów zajmują podkradzione przez
panie do towarzystwa, przyduże garnitury; a jedyne kolory, to pstrokaty makijaż
i stroje kobiet niezadowolonych ze swojego życia oraz nęcące ułudą prostego
zarobku automaty czy szyldy kasyn. Nie, to nie chwytliwa opowieść o przebiegłym
geniuszu, który znalazł sposób na okantowanie kogoś na miliony monet. To
absolutnie pesymistyczna historia dwójki antybohaterów, która męczy, dręczy i
pozbawia nadziei.
Z pewnością nigdy do tego filmu nie wrócę, niemniej nie
dlatego, że \”Urodzeni zwycięzcy\” to produkcja zła. Obraz ten wydaje się po
prostu nazbyt męczący, zwłaszcza dla kogoś, kto nie przepada za podobną
tematyką. Jego szara kameralność i pozorna przeciętność powinny jednak \”zauroczyć\” fanów niezależnego i niełatwego kina, w którym twórcy nie wpisują się w
konstrukcyjne schematy, stawiają na jedność formy podawczej oraz przywoływanej
historii. Oglądajcie koniecznie tylko wtedy, gdy wasza odporność psychiczna
notuje kondycję wyższą niż przeciętna.
Alicja Górska