Zachwycająca
okładka –
nie tylko w wyglądzie, ale też w dotyku. Kuszący
opis,
sugerujący niesamowitą przygodę. I
w końcu treść,
która wywołała u mnie kompletne zmieszanie.
Ava
Lavender jest inna. Nikt nie wie, dlaczego urodziła
się z parą skrzydeł.
Jedni uznają to za przekleństwo, inni za błogosławieństwo.
Rodzina postanawia odizolować ją od rówieśników, pozostawiając
u jej boku dwójkę przyjaciół.
Co
może się wydarzyć, gdy Ava postanowi pójść za ich radą i
wymknąć się z domu?
Przyznam
się bez bicia, że miałam wobec tej książki pewne
wymagania. Wzbudzała
powszechny zachwyt, więc oczekiwałam, że jej fenomen uderzy i we
mnie. To
niestety nie do końca wyszło, jednak rozumiem, skąd tyle na temat
tej historii \”ochów\” i \”achów\”.
Największym
plusem i jednocześnie minusem tej historii jest opisanie przeszłości
poprzednich pokoleń rodziny Avy.
Zachwycił mnie ten oryginalny zabieg wprowadzenia w życie
bohaterki poprzez opowiedzenie historii jej rodziny – świeże
podejście do tematu to jest to. Niemniej cały
pomysł zepsuło wykonanie,
które zwyczajnie mnie zanudziło, jako że dzieje rodziny Avy zajęły
naprawdę dużą część powieści. Zanim zdążyłam dowiedzieć
się czegoś o samej dziewczynie, byłam już zwyczajnie zniechęcona
nieustannym wałkowaniem tematu jej matki, babki i wcześniejszych
pokoleń. To niekoniecznie wnosiło coś do jej życia, a niestety ja
jako czytelniczka musiałam poznawać kompletnie niezwiązane z jej
skrzydłami historie.
Sama Ava
okazała się poniekąd składać z dwóch różnych osobowości.
Raz potrafiła zrozumieć zakazy i wskazówki rodziny, innym razem
bez wahania chowała je do kieszeni i wymykała się z domu z
przyjaciółmi. W jej zachowaniu nie było logicznej
spójności. Niemniej
wzbudziła we mnie jakąś sympatię –
może tym, że wiele lat żyła z ograniczeniami z winy/powodu swoich
skrzydeł, przez co nie mogła poznać normalnego życia. Nie
zapałałam jednak zbyt pozytywnymi emocjami do jej przyjaciół.
Zdawali się niesamowicie nierozsądni jak na swój wiek.
Polubiłam
część jej rodziny. Braciszka było wyjątkowo łatwo obdarzyć
cieplejszymi uczuciami, z innymi poszło ciężej z racji, że byłam
po prostu zmęczona ciągłym opisywaniem ich historii
Nie
mogę jednak nic odjąć warsztatowi pisarskiemu autorki. Pisała
zgodnie z tematem i fabułą, które obrała, czyli tak jakby
opowiadała komuś historię pokoleń.
Ton powieści przeplatał się momentami z czymś na kształt gawędy,
mimowolnie wciągając w dalsze losy bohaterów. Leslye Walton
posłużyła się również bogatym językiem, który jednak bez
problemu dotrze do młodzieży.
I ta
okładka. Niebo w gębie… czy też prędzej w rękach.
Podsumowując, autorka
miała świetny pomysł na historię i przyznaję,
mimo że nie jestem fanką czytania o ptasich mutacjach, że
mogło z niego wyjść coś dużo lepszego.
Gdyby tylko nie zdecydowanie zbyt długa opowieść o dziejach
przeszłych pokoleń…
Jeśli
lubicie historie, które sięgają taki szmat czasu w przeszłość i
teoretycznie wyjaśniają wszystko, co trzeba znać do zrozumienia
historii, to książka Leslye Walton powinna Wam się spodobać. Jak
dla mnie była trochę zbyt przegadana.