\”Smak
śmierci\” chciałam przeczytać od dawna. Oparty na faktach
thriller napisany przez eksperta medycyny sądowej? Dla każdego fana
kryminałów i pasjonata kulisów śledztwa to prawdziwa gratka. A
jednak nie miałam szczęścia – książkę przyszło mi czytać
prawie miesiąc. Zaraz się przekonacie, dlaczego.
Głównym
bohaterem \”Smaku śmierci\” jest Fred Abel, alter ego autora,
uznany autorytet w dziedzinie medycyny sądowej, były żołnierz,
niewzruszony strażnik sprawiedliwości… i, jak wielu jemu
podobnych bohaterów, człowiek z niemałymi problemami w życiu
rodzinnym. Gdy trafia do niego sprawa morderstw kolejnych starszych
kobiet z wyrytym na ciele przesłaniem od mordercy, tajemniczym
napisem \”Respectez Asia\”, Abel nie wie jeszcze, jak bardzo ta
sprawa będzie związana z jego przeszłością. Oto bowiem analiza
DNA wykazuje, że sprawcą jest dawny kolega bohatera, Lars, którego
córeczka umiera na białaczkę. Mała Lilly potrzebuje ojca, a ten
trafia do więzienia i wskutek działań biurokratycznej machiny nie
może z niego wyjść, by pożegnać się z dzieckiem. Abel wie, że
musi pomóc Larsowi – jedyny sposób to znalezienie PRAWDZIWEGO
mordercy. Tylko czy mu się to uda?
Cóż
to była za książka. Liczyłam na soczyste opisy sekcji i
faktycznie, na początku trochę ich dostałam… a potem okazały
się jedynym towarem deficytowym w \”Smaku śmierci\”. Mamy tu
wszystko inne, aż w nadmiarze: mnogość bohaterów, mnogość
potencjalnych sprawców, kalejdoskop miejsc na świecie, które
odróżnia od siebie głównie nazwa, festiwal złego tłumaczenia
(niezręczne sformułowania typu \”skrzynka głosowa\”, bardzo
ciekawe i bardzo niepolskie idiomy, nadmiar zaimków, który w
niemieckim jest całkiem naturalny, a polskiego czytelnika już
razi)… Pojawia się nawet morderca z odwłoka wzięty oraz, i tu
już potrzebowałam pójść po ziółka, scena umierania córeczki
Larsa, która wznosi się nad Berlinem jako ten aniołek. Jeżeli
komuś tego było mało, to kolejna przecudownej urody scena, tym
razem autodiagnoza w warunkach ekstremalnych, czeka na nas w epilogu.
Czytałam
i nie dowierzałam. To jest ten bestseller, którego nie mogłam się
doczekać? To jest ten wybitny thriller, w którym znać rękę
eksperta, ale i talent pisarski? Ktoś musiał mi podmienić książkę.
Za mało sekcji zwłok, za mało krwi bryzgającej w Zakładzie
Medycyny Sądowej, za dużo emocji bohaterów, emocji kiepsko
opisanych i przez to kompletnie niewiarygodnych. Przesłodzony wątek
małej Lilly, która wprawdzie umiera, ale to, jak umiera i co jej
śmierć poprzedza, wywołuje dreszcz żenady. A to wszystko
okraszone kiepskim tłumaczeniem.
Chcecie
się przekonać, że czasem uznany ekspert powinien pozostać przy
byciu ekspertem i nie brać się za tworzenie literatury?
Przeczytajcie ?Smak śmierci?. A ja idę poczytać coś z klasyki
na odtrutkę. Byle w dobrym tłumaczeniu.
Joanna Krystyna Radosz