Chcąc poznać jakiś kraj
na odległość, należy wybrać sobie odpowiedniego przewodnika.
Najlepiej by był to ktoś z zewnątrz, kogo stać na dystans do tego
kraju, ale na tyle zanurzony w opisywanej rzeczywistości, że będzie
ją rozumiał i potrafił przedstawić we właściwym kontekście.
Jeśli obiektem badań uczynimy Wielką Brytanię, najlepszym
przewodnikiem będzie Amerykanin, który od kilkudziesięciu lat
Anglię mieni swoim drugim domem, słowem: Bill Bryson.
\”Herbatka o piątej\” to
dzieło ambitne, w którym autor najwyraźniej postanowił pomieścić
całą Wielką Brytanię, a przynajmniej tę jej część, którą
zdołał poznać i przetrawić. Widziana jego oczami jest ona
zaskakująco odmienna od naszych wizji snutych z daleka, opartych na
lekturze Virginii Woolf, Charlesa Dickensa czy Williama Goldinga i
zaprawiona garścią współczesnych wiadomości. Skomplikowana
rzeczywistość brytyjska, w którą wprowadza nas autor, to
dziwaczność pośród sielskości skąpana w sosie współczesnego
uniformizmu. Któż by przypuszczał, że zdający test podczas
starania się o obywatelstwo brytyjskie są
zmuszeni do nauki kłamstw? Komu przyszłoby do głowy, że
flegmatyczni i poukładani Anglicy ustanowili system
administracyjnego podziału kraju na hrabstwa, na podstawie którego
mają problem z określeniem swojego miejsca zamieszkania? Bryson
wyciąga takie kwiatki z uroczą zgryźliwością, po czym na jednym
niemal oddechu zachwyca przyrodą i prowincją Anglii. W jego
opiniach nie ma krztyny fałszu: mówi co myśli bez ogródek,
kreśląc panoramę swojej drugiej ojczyzny z elementów widzianych
osobno i z bardzo bliska.
Całość przewidziana
jest, jak to w książkach podróżniczych, jako swego rodzaju
wycieczka. Autor prowadzi nas na długi spacer po Wielkiej Brytanii
odkrywając nowe szlaki i przypominając znane sobie miejsca. Wędruje
samotnie lub z przyjaciółmi, prowadząc swoisty dziennik podróży.
Na jego drodze znajdują się domy znanych ludzi, klify, lasy, wioski
i miasteczka. Nie szczędzi zachwytu nad cudami przyrody, zabytkami i
dziedzictwem kulturowym kraju. Wyciąga z historii Wielkiej Brytanii
słynnych ogrodników, pisarzy i pastorów, o których \”niewyspiarze\”
nie mogą mieć bladego pojęcia, rozpisuje o specyfice tematyki
poruszanej przez lokalną prasę i opisuje widoki, które uważa za
warte zachowania dla potomności. Przeżywa to wszystko bardzo
intensywnie: zgrzyta zębami z gniewu i wstrzymuje oddech z podziwu.
Jest bardzo zaangażowanym narratorem i kpi z tego swojego
zaangażowania.
Podczas wędrówki Bryson
snuje wspomnienia z Anglii, w której zakochał się przed laty.
Grzmi i rozpacza nad obecnym zatracaniem angielskości wraz z jej
specyficznymi rozwiązaniami, jak choćby zielonymi pasami dookoła
miast. W takich fragmentach widać wielką miłość Brysona do
kraju, który dał mu żonę, i który chciałby pozostawić takim,
jaki go zauroczył. Pośród tych refleksji daje czytelnikowi wgląd
w tę swoją dawną Anglię i kierunek jej zmian, zarażając
tęsknotą za przeszłością. Nie jest to jednak smutna opowieść,
wnikliwość obserwacji i nieznoszące sprzeciwu sądy autora podane
z ogromnym poczuciem humoru czynią lekturę jego słów przeżyciem
iście radosnym.
Bill Bryson to autor,
którego książki powinno się przepisywać przy depresji. W
humorystyczny i zgryźliwy sposób przedstawia trudną i tę nieco
łatwiejszą rzeczywistość. Obiektem swoich kpin czyni nie tylko
bliźnich i brak logiki w ich poczynaniach, ale też samego siebie,
nie oszczędzając sobie gorzkich słów prawdy zaprawionych ciętym
dowcipem. Wielka Brytania w jego relacji to dziwaczny i piękny raj
nieustannie tracony ale wciąż jeszcze zachwycający, wciąż
jeszcze trzymający w kufrze stare koronki dawnej świetności,
którym można przywrócić część pierwotnego blasku.
Iwona Ladzińska