Sięganie
 po nowego autora zawsze niesie za sobą ryzyko spędzenia paru,
 naprawdę złych, godzin. Sama mam z tym różne doświadczenia.
 Zdarzały się genialne debiuty i momenty, gdy miałam ochotę oddać
 książkę komukolwiek, aby była daleko ode mnie. Druga sprawa była
 taka, że nie czytałam thrillera politycznego. Liczyłam na akcję
 rodem z amerykańskich filmów sensacyjnych, wybuchające samochody i
 pościgi w otoczce swojskiej Polski. Czy to dostałam?
 Częściowo.
Wojciech
 Dutka jest pisarzem i historykiem. Przy czym używa doświadczenia i
 wiedzy zawiązanej z drugą dziedziną w pierwszej. Dlatego też
 akcja jego powieści jest umiejscowiona w przeszłości: II Wojna
 Światowa, starożytność, średniowiecze. Z wykształcenia jest
 także dziennikarzem. Publikował artykuły naukowe w takich
 czasopismach jak: \”Kwartalnik Historyczny\”, \”Klio\”, czy \”Przegląd Historyczny\”. W trakcie studiów pisał i publikował
 wiersze gazecie studenckiej. Nie ma małego dorobku artystycznego.
 Czemu więc o nim nie słyszałam?
Tego
 się nigdy nie dowiem. Zajmę się zatem obecną lekturą. Głównych
 bohaterem książki jest Max Kwietniewski. Mieszka w Nowym Jorku,
 jest pół-polakiem, mówi perfekcyjnie po polsku (to mu się przyda
 podczas wizyty naszym kraju), oraz ma czarny kolor skóry (to mu w
 Polsce już nie pomoże). Obecnie (tj. 2014 rok) jest detektywem,
 pracował kiedyś w CIA. Wraca do Polski, aby odkryć, kto i dlaczego
 zamordował mu żonę. Tym razem postanawia się nie
 poddać.
Bezdomny
 ksiądz, esbecy, teczki, arcybiskup agent, śmierć Moniki przywołana
 jak w filmie odtworzonym z pamięci komputera… To stanowczo za dużo
 jak na pierwszy dzień w Polsce, pomyślał Max.
Mogłabym
 napisać dwie osobne opinie o pierwszej i drugiej połowie książki.
 W pierwszej części dzieje się wiele, zbyt wiele. Autor przeskakuje
 w czasie (lata: 1986, 2014, 1992), oraz między wieloma krajami
 (Nigeria, Polska, Bruksela, Niemcy, Rosja). Nie miałam problemu z
 orientacją co do czasu, czy miejsca tego, co się aktualnie dzieje,
 ale dla mnie to wyglądało jak zbitek zdarzeń. Ciężko mi było
 znaleźć kierunek, w którym podąża powieść, a wszystkie wątki
 połączyły się w sensowną całość po 200 stronach! Nie ukrywam,
 że historia nie jest moją mocną stroną, więc natłok miejsc,
 nazwisk, instytucji, pseudonimów, dat powodował mętlik w głowie i
 sprawiał, że musiałam odpoczywać co parę stron. Dla mnie to były
 zlepki tego, co kojarzyło się z komunistycznymi aparatami
 bezpieczeństwa: władza, pieniądze, szantaż, seks, broń i
 przemoc.
–
 Zawsze się zastanawiam, dlaczego wybiera pan na spotkanie to
 miejsce, przed wybiegiem lwów – zwrócił się do siedzącego na
 ławce mężczyzny, który czytał gazetę.
–
 Bo to drapieżniki – odparł tamten. – Tak jak my.
Wiśniakowi
 spodobała się ta metafora. […]
Jak
 pisałam, zmieniło się to po przebrnięciu przez połowę powieści.
 Wtedy to wszystko mi się w głowie poukładało, a akcja ruszyła do
 przodu. Moim zdaniem pierwsza część książki była zupełnie
 niepotrzebna, ponieważ bohaterowie potem dochodzili do tego, co ja
 już wiedziałam i tłumaczyli sobie. Więc po co się
 męczyłam?
Główny
 bohater niesamowicie mnie irytował. Były pracownik CIA, jeden z
 lepszych detektywów, zwinął ogon z Polski, aby płakać w barach
 przez 20 lat nad tym, że stracił miłość swojego życia. Związał
 się z kobietą \”z raną\”. Ona też była skrzywdzona, przez
 ówczesny system. Nie, aby cokolwiek pamiętała. Przez wydarzenia w
 Nigerii jej ojciec był głęboko niepełnosprawny. Postanowiła się
 zemścić i popchnąć swojego kochanka do tego samego. Jednak to
 wiadomość od brata zmarłej żony powoduje, że bohater się pakuje
 i jedzie w środek politycznego bagna.
Jest
 wszystko, czego się spodziewać można po literaturze tego typu:
 podsłuchy, teczki, wielki świat, duże pieniądze, szantaże,
 wymuszenia, tajemnice, usuwanie świadków, ale mam wrażenie, że
 jest za dużo gadania, za mało akcji. Moje serce nie zabiło ani
 przez chwilę, nie byłam ciekawa co będzie potem. Gorzej, ja
 wiedziałam, jak to się skończy. Do tego pojawił się
 znienawidzony przeze mnie motyw: trudnej miłości, dwóch zranionych
 dusz. Nie sięgam po literaturę romantyczną i erotyczna, aby tego
 właśnie uniknąć. Nie spodziewałam się czegoś takiego po
 thrillerze.
Miałam
 dość spore oczekiwania, a wyszło, jak wyszło. Chciałabym móc
 wykasować pierwszą połowę książki z głowy i zobaczyć ile
 stracę. Moim zdaniem niewiele. Raczej nie zanosi się na to, że
 włączę twórczość pisarza do swojej biblioteczki. Wiem, że styl
 pisania może spodobać się wielu osobom.
Agata Róża Skwarek
*Informacje
 o autorze zaczerpnęłam ze strony wikipedia.pl
 
 
 
