Są
dwie polskie autorki, na których nowości czekam jak na mannę z
nieba. Jedną z nich jest Olga Rudnicka. Pokochałam ją od
pierwszego wejrzenia w \”Diabli nadali\”. Także na \”Granat
poproszę\” oczekiwałam z niecierpliwością. Każda
przedpremierowa recenzja tylko podsycała moją ochotę zagłębienia
się w lekturę, zatem gdy listonosz przyniósł mi paczkę z
najnowszą powieścią tej pisarki, natychmiast porzuciłam wszystko,
co robiłam, czyli leżenie w łóżku i narzekanie na los
niezależnych i samodzielnych kobiet podczas sezonu grypowego i
zabrałam się za lekturę.
Poznajemy
Emilię Przecinek, znaną i cenioną autorkę książek. Pisze
romanse, umieszczając tam niebagatelne postacie. Przypadek? Idźmy
dalej. Bohaterka ma dwoje nastoletnich dzieci, duży dom (i kredyt
hipoteczny), oraz męża… Może nie wszystko, bo małżonek przez
telefon oznajmił Emilii, że od dłuższego czasu ją zdradzał,
zamierza spędzić z kochanką resztę życia, a potem rozłączył
się i wyłączył komórkę. W pierwszym odruchu kobieta się
najadła pizzy i upiła do nieprzytomności. Czyli zrobiła to, co
robią porzucone nieszczęśnice, gdy życie im się rozpada.
Ponieważ jej dzieci nie miały doświadczenia z pijanymi rodzinami,
zadzwoniły po agentkę matki. Niespodziewanie pojawiają się matki
(jeszcze) małżonków. Każda z nich osobno stanowią jednoosobową
burzę. Obie naraz to huragan niszczący miasta. Daleko im do
starowinek zajmujących kolejki do lekarzy. To pełne werwy kobiety,
silne i głośne. Bohaterka za namową najbliższych zabezpieczyła
byt swój i rodziny, zrezygnowała z zemsty i postanowiła zbudować
siebie na nową. Zapisała się na fitness, zaczęła jeść niedobre
(znaczy zdrowe) posiłki oraz zadbać o rozwój kariery
pisarskiej.
Jej
oczom ukazał się tyłek Emilii w szarych dresach i gołe stopy,
które aż się prosiły o pedikiur. Dziwne posapywanie, połączone
z poświstywaniem musiało być chrapaniem. Wieśka sama miała ten
problem, ale czegoś tak obrzydliwego jeszcze nie słyszała.
Podeszła bliżej i skrzywiła się z niesmakiem. Strużka śliny
wypływająca z ust jej ulubionej autorki co pewien czas zmieniała
się w bańkę, która pękała z ohydnym plaśnięciem. Plaśnięcia,
rzecz jasna, nie było słychać, ale Wieśka słyszała je równie
dobrze, jak stukot odnóży pająków, których się śmiertelnie
bała.
Niestety,
nie wszystko szło, jak powinno. Przed ważnym występem w telewizji
fryzjerka zrobiła jej jesień średniowiecza na głowie, książka
nie chce się pisać, bank domaga się spłaty kredytu, a kochanka
męża zostaje zamordowana, w czasie gdy spała sobie w samochodzie
po jednoosobowej randce.
Do
domu wprowadzają się matka i teściowa. Nie wiadomo kiedy są
gorsze. Gdy się kłócą, czy przyjaźnią…
–
Chyba myślą, że matka ją zabiła – wyjaśniła
Adela.
Policjanci
wymienili spojrzenia. Staruszki były całkiem bystre i
niewykluczone, że robiły ich w konia.
–
Mama?! – Kropeczek był niebotycznie zdumiony – Nigdy w życiu!
–
Jesteś tego bardzo pewien, chłopcze – zwrócił się do niego
Żukowski.
–
Oczywiście, przecież to moja mama. Na waszym miejscu podejrzewałbym
babcię i babcię. W tym domu tylko one są zdolne do przemocy –
wyjaśnił chłopak.
Obie
panie aż zaniemówiły z oburzenia.
–
Sorki babciu. I babciu. Taka prawda – Wzruszył ramionami i
ponownie odwrócił się do funkcjonariuszy. – Jak to się stało?
–
Potrącenie. Kierowca uciekł z miejsca wypadku.
–
W takim razie to nie babcie. Nie mają prawa jazdy, więc potrąciłyby
ją co najwyżej rowerem, gdyby któraś z nich umiała jeździć
[…].
Olga
Rudnicka stworzył powieść, gdzie prym wiodą kobiety. Różne,
głośne, bardziej i mniej zaradne. W różnym wieku. Mężczyźni,
którzy się pojawiają, albo są (jak syn bohaterki), tracą całą
pewność siebie, przygnieceni charakterkami. Głównie starszych
pań. Dość często w pozycjach tego typu znajdują się starsze
kobiety, które potrafią przegadać niejednego. Zawsze mnie zadziwia
z jaką oryginalnością można tworzyć takie postacie. Zawsze, gdy
pojawiają się na scenie, wzbudzają salwy śmiechu. Ciekawi mnie
też chęć tworzenia despotycznych, umiejących uprzykrzyć życie
matek.
Rudnicka
potrafi stworzyć plejadę różnobarwnych postaci, zabawne dialogi,
żarty sytuacje po mistrzowsku, ale to, co mi się najbardziej rzuca
w oczy, jest lojalność. Autorka tworzy bohaterów z temperamentami,
często apodyktycznych i upartych, jednakże w kłopotach, jak to
rodzina, stają za sobą murem. Są gotowi bronić do ostatniej
kropli krwi, tych których kochają. Na zasadzie ?ja tylko mogę
bić mojego brata?.
Wprawdzie
u Rudnickiej pojawiają się trupy, porwania, porwanie dla okupu,
miliardowy haracz, ale nie to napędza akcję powieści. To
dynamiczne, dowcipne dialogi pchają całą powieść do przodu.
Większość wydarzeń ma miejsce w domu bohaterów, przy stole, czy
w salonie, ale wcale nie ma się wrażenia stania w miejscu. Całą
książkę czyta się jednym tchem, ciężko się od niej
oderwać.
Polecam
ją każdemu, kto chciałby ogrzać serce i duszę podczas coraz
ciemniejszych i zimniejszych wieczorów. Gwarantuję świetną zabawę
i dużo śmiechu.
Agata Róża Skwarek