Pyszna, lekka i
powabna opowieść o jednym z najwspanialszych polskich malarzy, nieidealizująca go bynajmniej, lecz ukazująca człowieka z krwi i
kości, który tyleż geniuszem pędzla, co i człowiekiem w każdym
tego słowa znaczeniu właśnie był.
Ciekawy, dowcipny
i nad wyraz przystępny język sprawia, że książkę czyta się
jednym tchem. Wplecione weń listy ubarwiają treść i sprawiają,
że wydaje nam się, iż artystę obserwujemy osobiście, nieraz
wręcz zaglądając mu przez ramię podczas pracy, życia
towarzyskiego i niezliczonych podróży.
Tak – temat nie
został wyczerpany (ba! ledwo napoczęty, zdawać by się mogło), bo
jakże to życie i twórczość osobistości tak wybitnej i tak
wielobarwnej jednako zamknąć zaledwie w jednym tomie? Niemniej
jednak autorom pasjonatom – Mai i Janowi Łozińskim – udało się
przytoczyć jedne z najważniejszych… i najciekawszych fragmentów
z obrazu życia Wojciecha Kossaka.
Panorama ta sięga
do okresu jeszcze sprzed narodzin artysty po lata jego (jakże
wybornej, w przeciwieństwie do ojca na przykład) edukacji poprzez
konkury i małżeństwo, walkę o sławę i uznanie aż po podbój
Ameryki, dorosłość dzieci, bycie nestorem rodu i po kres życia
wybitnego twórcy.
Historia zamknięta
w siedmiu częściach prowadzi nas – niezwykle ciekawie i lekko –
po meandrach życia i twórczości, obfitując w szczegóły i
subtelności przeróżne, szarpiąc nerw wyobraźni i ciekawość
naszą, która wciąż woła: \”Więcej!\”.
Tytuły rozdziałów
zmyślnie (i często zadziornie) uchylają rąbka tajemnicy odnośnie
do ich treści, jednocześnie bardzo dobrze spinając w klamry życie
Kossaka.
Mnogość nazwisk,
przewijających się w biografii, jest wprost oszałamiająca –
arystokraci, politycy, artyści. Zdawać się może, iż Kossak znał
wszystkich, których znać wypadało. (Nawet, jeśli niekoniecznie
ich lubił).
Tym
jest to ciekawsze, że sam z rodziny szlacheckiej nie pochodził i –
podobnie jak jego ojciec – ożenił się ponad stan.
Jaka mozaika
wyłania się spod pióra Łozińskich? Ano taka, że Wojciech Kossak
to był człowiek bardzo zdolny i niezwykle obowiązkowy (któż inny
tak poświęcał się dla obrazów, wspominając, chociażby \”Szarżę
w wąwozie Somosierry\”?). Pasjonat wielki. Tytan pracy. Miłośnik
koni i kawalerii (sam od służby bynajmniej nie stronił). Sybaryta.
Mężczyzna elegancki, modny i dżentelmen w każdym (prawie) calu.
Konserwatywny wielbiciel mód (sic!). Mistrz pędzla, równie
zgrabnie piórem władający.
Czego brakuje? Ach
– większego formatu, bo w tym przypadku B5 zdecydowanie nie
wystarcza! I większej objętości. I koloru. Tak, by wspaniałe
reprodukcje dzieł artysty zajmowały całą stronę i kusiły barwą
jak oryginały. By piękna szata graficzna miała jeszcze większą
szansę cieszyć oko w poszukiwaniu smaczków, piękna i szczegółów
na zdjęciach obrazów, szkiców, pocztówek, fotografii.
Książkę można
śmiało polecić każdemu – ku uciesze, zabawie, wspomnieniom czy
rozrywce. No, może tylko poza wielkimi wielbicielami impresjonizmu,
którzy poczucia humoru są pozbawieni.
Anna Krystyna
Misztal