Kluczem do \”Bałtyckich dusz\” są ludzie. Brokken wygrzebuje z niebytu lub szczytów wybitne osobistości – pisarzy, muzyków, wydawców – ale też postaci niepozorne, wplątane w wielkie wydarzenia, tragedie narodowe – z konieczności czy przypadku. Nikt nie jest tu opisywany w próżni i jedynie poprzez siebie samego a umieszczony w grubym kokonie okoliczności, czasu, miejsca, sytuacji, otoczenia. Tło jest gęste i dzięki niemu wyobrażenie o każdym z opisywanych krajów nabiera kształtów, staje się czymś więcej niż nazwa. Nieco dalej tło się rozrzedza, by zrobić miejsce dla wdzierających się innych rzeczywistości powiązanych ściśle czasoprzestrzenią – Rosja, Polska, Niemcy, Finlandia.
Nie bez znaczenia dla książki jest pochodzenie autora – Jan Brokken jest Holendrem, kimś z zewnątrz, a więc mającym wszelkie warunki po temu by spojrzeć na ten zakątek Europy obiektywnie, bez sentymentu. Polak czy Rosjanin nie mógłby tego napisać z równą bezstronnością. Wątki polskie są tu niejednolite, nie zawsze – jak lubimy myśleć – jesteśmy stroną ciemiężoną, choć to Rosja oczywiście odgrywa zwykle rolę czarnego charakteru. Autor pochylił się nad historią opisywanych zakątków Europy, nad faktami – to one interesowały go najbardziej gdy świat zewnętrzny wdzierał się w granice ojczyzn badanych \”dusz\”. Zewnętrze pozostaje tłem trzeciego planu.
Brokken poza losami narodów wnikliwie przestudiował kilka biografii. Dzięki zdobytej wiedzy w zetknięciu z \”materią\” wiedział na co patrzeć. Odszukał ślady Siergieja Eisensteina, a właściwie jego ojca – Michaiła, znakomitego architekta i poprzez niego opowiadał syna i jego twórczość. Przeanalizował muzykę Arvo Parta i jej znaczenie dla Estonii. Opisał pochodzenie i losy szlachty w byłych Prusach Wschodnich i jej niespokojny koniec. Ukazał upadek komunizmu z punktu widzenia krajów bałtyckich. Każdy kolejny rozdział, każda kolejna postać to odrębny wątek, kontekst, kolejne uderzenie dłutem dla nadania kształtu ciała, którym staje się pusta dotąd nazwa.\”Bałtyckie dusze\” czyta się zaskakująco dobrze choć tematyka nie należy do rozrywkowych. Czasem robi się melancholijnie, czasem dramatycznie. Brokken próbuje budować nastrój, ukazywać przełomowe momenty w historii tak, by udzieliły się czytelnikowi emocje narodu przeżywającego swoją porażkę, tryumf, podniosły moment, tragedię. Częściowo mu się udaje, niemniej \”zewnętrzne pochodzenie\” autora, które czyni z jednej strony książkę tak wartościową – tu nasuwa pytanie, czy piszący rozumie co maluje. Wszak jego to nie dotyczy. Niemniej Brokken często posiłkuje się słowami świadków i – być może z racji bliskiego sąsiedztwa Polski z opisywanymi narodami – czasami jakiś obraz lub słowo znajdują oddźwięk w mojej pamięci budowanej na doświadczeniu, historii i opowieściach starszych pokoleń.
W książce piękna jest próba uchwycenia czegoś więcej niż zarys historii, jakieś powierzchowne wrażenie czy zaspokojenie turystycznej ciekawości. Autor autentycznie próbuje zrozumieć, dotrzeć do tych \”bałtyckich dusz\” drzemiących w granicach Litwy, Łotwy i Estonii. Nadaje nowe, indywidualne życie, nadaje kształty oddzielne sprowadzonym do trójcy nierozerwalnej oznaczającej nieciekawe i niepoznane rubieże. Nadaje barw. Nie jest to obraz pełny, po lekturze kraje bałtyckie przestają być wprawdzie anonimowe, jednak wciąż pozostawia przestrzenie niedobudowane. To nie zarzut – po prostu żadna książka nie zastąpi doświadczenia, a i ono bywa złudne. Wiele w \”Bałtyckich duszach\” jednak uczyniono, by ukazać jakiś reprezentatywny fragment opisywanej materii.
Autor mówi jak człowiek, z rzadka przyjmując rolę badacza – i w ludziach szuka odpowiedzi. W przedstawionych losach ludzkich naznaczonych osobistymi tragediami, dramatami rodzinnymi – nierzadko uwarunkowanymi politycznie – odbijają się losy całych narodów. Autora ciekawi nie tylko kraj ale i człowiek z nim zrośnięty, w nim zrodzony – jakiś rys, który zespala go z jego tożsamością narodową. Zdaje się zadawać pytanie jak to jest być Litwinem/Łotyszem/Estończykiem dziś, wczoraj, przedwczoraj. I co pozostało z dnia poprzedniego.