Mari Jungstedt to światowej klasy szwedzka pisarka kryminałów. Tłem dla większości jej powieści są klimatyczne i sielskie plenery Gotlandii. Dziś można już zwiedzać wyspę szlakiem zbrodni z powieści autorki. Głównym bohaterem utworów Mari Jungstedt jest inspektor Anders Knutas, a Każdy umiera sam to już jedenasty tom tej serii. Powieść wygląda niepozornie, a fabuła mieści się na 304 stronach, co wskazuje na to, że czytelnik nie może liczyć na zbyt wiele wątków. Tak też zresztą jest…
Pewnego dnia z przed wejścia do salonu fryzjerskiego w Visby znika trzyletnia dziewczynka. Sprawą zajmuje się Karin Jacobsson, która usilnie próbuje odnaleźć jakikolwiek ślad zaginionej. Niespodziewanie po kilku dniach dziewczynka odnajduje się w tym samym miejscu z którego zniknęła. Jakiś czas później z targu w Hemse znika kolejna dziewczynka. Sytuacja staje się jednak dramatyczna, kiedy w jeziorze zostaje znalezione ciało matki dziewczynki. Na jaw zaczynają wychodzić tajemnice skrywane przez rodziców dziecka? Czy oba porwania są ze sobą powiązane? Czy porywacz stał się mordercą?
Każdy umiera sam to prosta i nieco banalna historia. Czytelnik szybko domyśla się, jak przebiegnie dalszy rozwój wypadków, choć autorka stara się wprowadzić kilka pobocznych wątków, które mają zmylić odbiorcę. Niestety próby te są daremne, a same wątki są niestety mało interesujące i prowadzą do nikąd. Zabrakło polotu w tej opowieści, w zasadzie dużo ciekawsza jest tutaj pobieżnie zarysowana historia, znanego z poprzednich części, inspektora Knutasa, który zmaga się z niedawno przeżytą traumą. Cliffhanger, który wieńczy tę książkę to chyba jedyny element, który prowokuje mnie do myśli, by sięgnąć po dalsze części serii.
Nie jest to powieść szokująca, ani przynosząca rozrywkę na wysokim poziomie. Podczas lektury nie odczujecie napięcia, nie będziecie martwić się o losy bohaterów (może poza zakończeniem), nie będziecie nawet zbytnio chcieli poznać rozwiązania zagadki tajemniczych porwań i morderstwa, tym bardziej, że większości domyślicie się sami…
Moim zdaniem Każdy umiera sam to powieść przeciętna, która nadaje się do czytania w podróży, kiedy i tak jesteśmy nieco rozkojarzeni i nie zależy nam na tym by lektura nas wciągnęła. Nie oczekujcie zbyt wiele. To po prostu jedna z wielu książek, które prawdopodobnie przejdą bez echa.
Żaneta Krawczugo