\”Uprowadzenie Księcia Margaryny\” to dzieło dwóch autorów, których dzielą całe pokolenia. Pierwszym z nich jest Mark Twain, który w ramach opowiadania córkom bajek, wymyślił niegdyś pewną historię. Drugim jest Philip Stead, który kilka dekad później odnalazł w notatkach pisarza szkic tej historii i postanowił ją ukończyć.
Historia opowiada o chłopcu imieniem Johnny. Świat chłopca jest smutny – jest sierotą, wychowuje go zły dziadek, a władca tu panujący leczy swoje kompleksy kosztem poddanych i ustala absurdalne prawa. Dzięki swej prawości i uczynności Johnny zdobywa jednak umiejętność rozumienia zwierząt i jego życie nabiera nieco barw. A tytułowy książę Margaryna? Cóż – postać to raczej marginalna, choć rzuca swoim wątkiem nieco światła na kwestię mylących pozorów, prawdziwej natury rzeczy i konsekwencji poczynań.
Historia Johnnego opowiadana jest na dwa głosy, niekiedy przybiera formę rozmowy między autorami. Jest raczej smutna i nostalgiczna, czasem boleśnie realistyczna, innym razem groteskowa. Nad całą opowieścią unosi się aura smutku i surrealizmu. W pewnym momencie złapałam się na mimowolnym skojarzeniu z atmosferą prozy Franza Kafki. Zabawne i nieco rozpraszające szarość opowieści są fragmenty, w których na pierwszy plan wysuwają się Twain i Stead ze swoimi dysputami.
Książka jest piękna. Wydana w dużym formacie i twardej, matowej oprawie. Melancholijne i klimatyczne ilustracje Erin Stead pięknie uzupełniają treść. Czasem wydają się niedokończone, inne z kolei bardzo wyraziste i subtelnie dopowiadają to, czego być może słowa nie podsunęły wyobraźni. Książka zawdzięcza wiele również znakomitej kompozycji stron, która uwydatnia pauzy, zamyślenia, crescenda i fortissima opowieści.
\”Uprowadzenie księcia Margaryny\” to niezwykła opowieść zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Oscyluje pomiędzy baśnią a groteską. Bardzo frapująca, mądra i inspirująca, pełna dziwności, jakby poskładana z kilku dopasowanych części. Zaskakująca. Już samo jej przeglądanie wprowadza w ten dziwaczny, senny i niepokojący nastrój. Warto tego zakosztować.
Iwona Ladzińska