Warszawa, 1931 rok. Kornel Strasburger wciąż grzeje się w cieple sławy, jaką zyskał dzięki brawurowemu śledztwu w sprawie nowego alfons pogromu. Nad jego głową gromadzą się jednak coraz większe chmury, nie dość bowiem że opuściła go ukochana panna Ola, to jeszcze szefostwo planuje rozwiązanie prowadzonej przez Kornela brygady specjalnej. Młody śledczy coraz bardziej pogrąża się w alkoholowym nałogu, lekceważąc fakt, że jego upadek pociągnie za sobą poważne zmiany w życiu jego podwładnych, m.in. najlepszego przyjaciela Zygi Stolarczyka. Kornel otrzymuje jednak ostatnią szansę – ma włączyć się w śledztwo w sprawie katastrof samolotów, do których podejrzanie często dochodzi w Warszawie i jej okolicach.
W 2015 roku Grzegorz Kalinowski z przytupem wkroczył na scenę polskiego kryminału retro, a kolejnymi książkami udowadnia, że poczesne miejsce, jakie wtedy zajął całkowicie mu się należy. Śledztwo ostatniej szansy nie jest pod tym względem wyjątkiem, choć w moim prywatnym rankingu plasuje się nieco niżej niż otwierający cykl z Kornelem Strasburgerem Pogromca grzeszników. To całkowicie subiektywna ocena osoby nie przepadającej za wątkami szpiegowskimi i zapijaczonymi policjantami, nie należy jej więc brać pod uwagę, zwłaszcza, że poza tymi drobiazgami Śledztwo ostatniej szansy jest powieścią ze wszech miar udaną i wciągającą. Pierwsze, co zwraca uwagę czytelnika to niezwykła swada, z jaką Grzegorz Kalinowski posługuje się polszczyzną, zwłaszcza tą naśladującą międzywojenną. Nie mam pojęcia, czy jest to jedynie stylizacja, czy też stuprocentowo wierne odtworzenie ówczesnego języka, wiem natomiast, że tekst Śledztwa ostatniej szansy brzmi jak wyjęty z ust Eugeniusza Bodo, a o taki efekt przecież chodzi. Na plus trzeba też poczytać autorowi dodatkową atrakcję, jaką zapewnił warszawskim czytelnikom, porównywanie topografii stolicy z okresu międzywojnia i czasów współczesnych daje bowiem naprawdę dużo frajdy. Plastyczne opisy dawnej Warszawy stały się symbolem prozy Grzegorza Kalinowskiego już od jego debiutanckiej powieści, a ja za każdym razem muszę sobie przypominać, że autor jest młodym człowiekiem i nie ma prawa pamiętać stolicy sprzed osiemdziesięciu lat. Wiedza historyczna w połączeniu z umiejętnością tworzenia wiarygodnych opisów robi jednak swoje i czytelnik ma wrażenie, że wraz z bohaterami powieści odbywa spacer po dawnej Warszawie. Poznając przy tym nie tylko architekturę, topografię i kultowe miejsca, ale i wydarzenia, które wpisały się w jego historię. W Pogromcy grzeszników były to wciąż żywe echa alfons pogromu, czyli trzydniowych zamieszek ulicznych skierowanych przeciwko lokalnym sutenerom, w drugiej części cyklu, natomiast, początki tworzenia polskiej awiacji, zarówno wojskowej, jak hobbystycznej. Czytelników nie przepadających za nadmiarem historycznych detali spieszę jednak uspokoić, że Śledztwo ostatniej szansy w żadnej mierze nie jest podręcznikiem do nauki historii, lecz pełnokrwistym kryminałem z bardzo dobrze zarysowanym tłem dziejowym.
A skoro padło już słowo \”kryminał\” to czas najwyższy ocenić Śledztwo ostatniej szansy także i pod tym kątem. I znowu wystawić autorowi piątkę z plusem, kryminalna intryga jak zwykle u Grzegorza Kalinowskiego stoi bowiem na bardzo wysokim poziomie. Jest skomplikowana, ale nie przesadnie, nie ma więc obaw, że czytelnik zagubi się w nadmiarze wątków, postaci lub wydarzeń. Fabuła obfituje w fajne zwroty akcji, które trudno przewidzieć, na nudę nie można więc narzekać aż do samego finału. Motywy kryminalne przeplatają się ze szpiegowskimi, narracja i dialogi okraszone są nietuzinkowym humorem, bohaterowie natomiast przyciągają uwagę. Czy można chcieć czegoś więcej? A i owszem: następnego tomu cyklu, bo Śledztwo ostatniej szansy jedynie zaostrza apetyt na kolejną porcję przygód Kornela Strasburgera.
Blanka Katarzyna Dżugaj