Julian Tuwim napisał swoje dzieło \”Pegaz dęba, czyli panopticum poetyckie\” jeszcze przed drugą wojną światową, zaintrygowany różnymi formami poezji i wierszoklectwa uprawianych na przestrzeni wieków. W książce porusza zagadnienia z teorii poezji, owijając je dookoła tychże wyszukanych w czasach odleglejszych i bliższych sobie dzieł pretendujących do miana poezji. Zaskakujący jest dobór zebranych tu utworów, bowiem autor nie skupił się jedynie na dziełach wybitnych, wzorcowych, ale sięgnął również po takie, które stanowią swoiste kurioza w swojej dziedzinie. Ale nie tylko dobór materiału tu zaskakuje.
Książka jest specyficzna. Łączy w sobie kilka wątków spiętych wspólną nicią przewodnią, to jest – poezją. Przede wszystkim autor prowadzi czytelnika przez świat teoretycznych zagadnień związanych z literaturą, szczególnie liryką. Na tym poziomie otrzymujemy ciekawe, choć niekonwencjonalnie prowadzone wykłady. W pierwszym rozdziale na przykład autor pochyla się nad zagadnieniem jednoznacznie powszechnie kojarzonym z poezją, mianowicie nad rymem. Z tematem rozprawia się dość szeroko, gdyż nie tylko teorię dotyczącą rodzajów i kunsztowności rymów przedstawia, ale również przytacza społeczne – poniekąd – znaczenie rymów. Pisze choćby o tym, jak rymy wkradły się do zabaw słownych, czyniąc wierszokletów ze spragnionej rozrywki gawiedzi.
Całość zresztą książki jest nie tylko rozprawą nad technikaliami poezji, ale również o szerszym jej oddziaływaniu – zarówno poezji w swojej najwyższej klasie, jak również w jej \”niższych\” przejawach, czy wręcz użyteczności codziennej form wierszowanych. Tak też raz Julian Tuwim rozprawia nad anagramami, palindronami i centonami, w innym zaś punkcie opowiada o mnemonicznej funkcji wiersza, czy rozrywce jakiej może klecenie rymów dostarczyć.
Wielką wartością książki są wspomniane zbiory form poetyckich, jakie z zakamarków przeszłości i zapomnienia wydobył Julian Tuwim. Wielu z nich dziś już próżno szukać – wydawane w niewielkim nakładzie, zapodziane gdzieś w wojennej zawierusze, przepadły. O wielu ich autorach – szerzej nigdy nie znanych – dziś już wiemy jedynie z relacji zawartych w \”Pegazie dęba\”. Nawet jeśli nie wszystkie warte miana pierwszorzędnej poezji, są zapisem ludzkich potyczek z tą dziedziną – niejednokrotnie w formie swej poprawnie skonstruowane, choć pozbawione innych przymiotów.
\”Pegaz dęba\” przybiera tony gawędziarskie niekiedy, toteż pośród literackich rozważań, wynurzeń i pouczeń znajdujemy tu perełki informacji społeczno-historycznych. Tak oto dowiadujemy się na przykład o powszechnym zainteresowaniu rozwiązywaniem krzyżówek w przedwojniu. Osobiście uwielbiam takie smaczki, przybliżające choć odrobinę realia określonej czasoprzestrzeni.
Tuwim swoje wywody o poetyckich potyczkach rozmaitych poetykierów prowadzi tonem swobodnym, lekkim, dowcipnym, niepozbawionym niekiedy pewnej uszczypliwości wobec mniej udolnych wierszokletów, gdy za pokutne inspiracje poczytuje im znoszenie trudów bezpłodnej twórczości. Zatem oprócz pewnej dawki wiedzy, anegdot i osobistych wywodów autora, otrzymujemy znakomitą rozrywkę pełną humoru. Poza wszystkim jednak obcujemy tu z językiem dbałym, pięknym, który nie kaleczy uszu i nie uraża poczucia estetyki. Na niedosyt takiego języka często się dziś uskarżamy, przyjemnie jest zatem zaaplikować sobie tom \”Pegaz dęba\”. Na dowód jednak, że problem nie jest nowy – a może i dlatego, by własnej złośliwości dać upust – pozwolę sobie zacytować słowa Tuwima z niniejszego dzieła: \”Puszczanie w świat utworów, w których język jest kaleczony, psuty i zaśmiecany, karać należy nie tylko konfiskatą nakładu, ale i wysoką grzywną, nawet więzieniem.\”
Iwona Ladzińska