Isabela Camherst otrzymuje nieoczekiwaną szansę rozwoju naukowego. Wraz z Thomasem Whilkerem udaje się do Achii, by prowadzić badania nad możliwością hodowli smoków przez człowieka. Projekt finansuje rząd Scirlandii w ramach tajnej misji wojskowej. Isabela wreszcie ma okazję badać smoki w ich naturalnym środowisku, na achijskiej pustyni spotyka ponadto towarzysza wyprawy na pokładzie \”Bazyliszka\”, którego już wtedy obdarzyła uczuciami wykraczającymi poza przyjaźń i naukowy szacunek.
Ależ ja cenię autorów, którzy bez większych problemów są w stanie utrzymać wysoką jakość kolejnych powieści nawet w wielotomowych cyklach. Marie Brennan jeszcze do niedawna do tej grupy pisarzy zaliczałam, jej Pamiętnik lady Trent zyskiwał bowiem z każdym ukazującym się co rok tomem. Do czasu jednak, a konkretnie do premiery czwartej części opowieści o nieustraszonej badaczce smoków, Isabeli Camherst. W powieści W labiryncie smoków amerykańska pisarka ponownie zabiera czytelnika do świata na poły fantastycznego, na poły stanowiącego wierne odbicie tego faktycznie istniejącego, tyle że ze zmienionymi nazwami geograficznymi. Nie jest to może zabieg przesadnie oryginalny, w końcu alternatywne wersje historii nie od dziś stanowią jeden z najsilniejszych nurtów we współczesnej literaturze fantastycznej. Marie Brennan wykreowała jednak ów świat wystarczająco inteligentnie, by zaintrygować odbiorcę, zwłaszcza tego, którego zainteresowania oscylują wokół antropologii i filologii. Pisarka ponownie bawi się językami i kulturą, tym razem krajów arabskich, robi to jednak ze zdecydowanie mniejszym wdziękiem niż w przypadku trzech poprzednich tomów cyklu. Nie wiem, czy przyczyną jest niewystarczająca wiedza autorki na temat świata arabsko-muzułmańskiego, czy też niechęć do tejże kultury, faktem pozostaje jednak, że arabska pustynia przedstawiona została znacznie mniej barwnie niż inne odwiedzane przez Isabelę Camherst części globu. Marie Brennan pokazała Arabów jako skłócone, nie mogące znaleźć wspólnego języka nawet w kwestiach związanych z religią, i dość prymitywne plemiona, jedynym szlachetnym jest zaś ten wyklęty przez resztę rodziny – pragnący rozwijać swoje badawcze pasje, kształcić się poza granicami kraju i kochać cudzoziemską kobietę. Do tej pory autorka opisywała zarówno ciemne, jak i jasne strony poznawanych przez jej bohaterkę światów, tym razem jednak skoncentrowała się na ciemnych, co niezbyt dobrze świadczy o jej rzetelności i obiektywności.
Świat przedstawiony nie zachwyca więc tak, jak w poprzednich tomach Pamiętnika lady Trent, a co z funkcjonującymi w nim bohaterami? Cóż, polubiłam Isabelę Camherst od pierwszego tomu i nadal żywię do niej ciepłe uczucia – trudno mi bowiem nie lubić kobiety śmiało realizującej swoje marzenia i stale sięgającej po więcej. Przy całej tej sympatii trudno mi jednak nie zauważyć, że postać ta niejako zatrzymała się w rozwoju. Po tak bolesnych doświadczeniach jak śmierć męża, utrata dziecka, niewystarczająca satysfakcja z macierzyństwa, emocjonalne oddalenie od rodziny, wreszcie dyskryminacja ze strony zdominowanego przez mężczyzn środowiska naukowego, Isabela pozostaje dokładnie tą samą nieodpowiedzialną i trzpiotowatą dziewczyną, jaką była w otwierającej cykl Historii naturalnej smoków. Rozumiem, rzecz jasna, że w literaturze fantastycznej to nie psychiczna ewolucja bohaterów gra pierwsze skrzypce, jej całkowity brak odbiera jednak powieści jakąkolwiek wiarygodność. Rozczarowuje też fabuła, bo choć sama w sobie jest ciekawa, to Marie Brennan nie wykorzystała tkwiącego w niej potencjału. Trzy poprzednie tomy cyklu sugerowały, że autorka zmierza w stronę fantastyki zaangażowanej, w dodatku na dwóch polach jednocześnie: ekologii i feminizmu. W najnowszej części Pamiętnika lady Trent pierwszy z tych wątków został zbyt słabo rozwinięty, drugi zaś utopiony w sloganach na temat kobiecej doli klepanych przez Isabelę. Można, rzecz jasna, odpuścić sobie doszukiwanie się głębi tak, gdzie ewidentnie się jej nie znajdzie, i potraktować W labiryncie smoków jako przygodówkę z wątkami fantastycznymi – jako taka dobrze spełni swoją rolę, narracja prowadzona jest bowiem dynamicznie, fabuła obfituje w nagłe zwroty akcji i zaskakujące wydarzenia, a główna bohaterka z uporem pakuje się w kolejne kłopoty.
Czyta się W labiryncie smoków dobrze, Marie Brennan nie brakuje bowiem ani wyobraźni ani talentu literackiego. W poprzednich tomach cyklu o Isabeli Camherst pokazała jednak, że stać ją na więcej – teraz pozostaje więc jedynie uznać czwartą część Pamiętnika lady Trent za wypadek przy pracy i liczyć, że w zamykającej cykl powieści autorka wróci do dawnej formy.
Blanka Katarzyna Dżugaj