Listopad to już ta pora w roku, gdy nie mamy co się oszukiwać, że zdobędziemy świat, osiągniemy sukces i schudniemy 70 kilo w tym roku. Zaczynamy robić plany na rok przyszły, a na półkach w sklepach coraz więcej kalendarzy. Moi znajomi często się dziwią, że ja już koło sierpnia szukam kalendarza, bo muszę mieć kalendarz pierwszego stycznia. Kiedyś nie udało mi się kupić kalendarza do stycznia i szukałam go na przełomie stycznia i lutego i bardzo mnie to uwierało. Ogólnie wciąż pracuję nad regularnością wpisów, ale wybieranie kalendarza ma w sobie jakąś obietnicę. Lubię sobie wyobrażać, że oto nadchodzi rok, który będzie lepszy, a ja zmienię swoją naturę leniwca.
Smart sexy. Kalendarz 2020 #kalendarzwzswg to pozycja, która pojawiła się u mnie w domu totalnie przez przypadek, do tej pory wybierałam kalendarze klasyczne, dostawałam w pracy, szłam w stronę eleganckiego połączenia kolorów, dopiero rok temu zaszalałam Muminkami. Nie wyobrażam sobie wyjąć na zebraniu w katedrze, czy na spotkaniu z dyrektorem kalendarza, z inskrypcją smart sexy. Tak, w mojej części kraju jest dość pruderyjnie. I to jest mój jedyny zarzut. Serio. Kalendarz jest bardzo elegancki, kolor pomiędzy brudnym różem a pudrowym różem w połączeniu z czarnym jest minimalistyczna i elegancka, złote napisy tylko elegancję podbijają, nie wiem, dlaczego bo zwykle złoto to raczej tandeta, no chyba, że z brylantami.
Nim zacznie się styczeń, mamy słów kilka od autorki, muszę ją zobaczyć na IG, bo pierwsze słyszę i mamy rozpisane na miesiące dwa lata, 2020 i 2021, żeby coś sobie zaznaczyć, urlop, urodziny, czy coś, co już wiemy, że ważne będzie, jak ubezpieczenie, czy ratę podatku. Później te miesiące są rozpisane na dni, też super sprawą, no i tabela na nasze cele, jak ktoś chce się zacząć bawić w bujo – świetny początek.
Następnie mamy kalendarz właściwy, mój ulubiony rodzaj. Wiecie co, starość zaczyna się wtedy, gdy macie ulubiony rodzaj kalendarza. Mój ulubiony to tak jak tu, tygodniowy układ, jedna strona obok ? wolna na notatki, w przeciwieństwie do mojego obecnego muminkowego, gdzie tydzień był rozpisany na dwie kartki, weekend zajmował odrobinę miejsca, a dni były rozciągnięte na długość kartki, co sprawiało, że zapisując dwie, czy trzy sprawy czułam się jak nierób. Tutaj mamy sporo miejsca, o ile nie mamy trzydziestu spotkań dziennie, to spokojnie się zmieścimy. Nie wiem tylko dlaczego sobota i niedziela zajmują mniej miejsca. Sporo osób prowadzi też zapiski w niedzielę, ba – niektórzy mają plany.
Miesiące poprzedzone są tabelką, co też lubię, mamy też coś do poczytania, autora motywuje, próbuje natchnąć nas do zmian, bo Wszystko zaczyna się w głowie.
Naprawdę nie spodziewałam się, że tak wysoko ocenię ten kalendarz i chyba wysoko zajdzie w mojej prywatnej hierarchii. Cena rynkowa to 39.90, dla mnie to sporo, ale w różnych promocjach można upolować do 30 zł, ja ogólnie szukam kalendarzy do ok. 25 zł, ale na ten warto zwrócić uwagę, prosta forma, bez sztucznych rozpychaczy.
Katarzyna Mastalerczyk