Do końca roku mamy jeszcze dwa miesiące, ale jak dla mnie już teraz książka Katarzyny Kobylarczyk, to książka roku 2020. Niezwykle interesująca, rzetelnie napisana, obiektywna (za to dodatkowe plusy, to cenne w dzisiejszych czasach, że reportażysta nie wtrąca co chwile swoich przekonań, tylko oddaje głos bohaterom) i niezwykle czuła. Tak bym to ujęła. To aż czuć, kiedy czytamy tę książkę, że autorka nie ma \”gdzieś\” losu bohaterów, że ona autentycznie przeżywa tę historię, że jej zależy. Zdania są przemyślane, nie padają tylko po to, żeby zapełnić kolejne strony. Historię bohaterów, nawet te krótkie, napisane z szacunkiem. Tak, czuć, że Pani Kobylarczyk kocha Nową Hutę. I jestem pewna, że po tej publikacji Nowa Huta kocha ją.
Nowa Huta miała w sobie siłę, siłę, o której nie mówiło się głośno. A były (i są) tą siłą kobiety. To one budowały tutaj wiele bloków, to one przemycały mężom jedzenie w czasie strajków, to one wychowywały dzieci, parzyły pierwsze kawy, otwierały sklepy. Zakładały teatr i pierwsze szkoły rodzenia. Kobiety Nowej Huty, szybko zapominane, siła napędowa mężczyzn, których lepiej jest zobaczyć. Niezwykłe bohaterki. Odważne, często wyprzedzające swoje czasy. Niezwykle silne – proszę zauważyć – żyły w czasach, kiedy ustrój polityczny na wiele im nie pozwalał. A one i tak znajdowały sposób i siłę, żeby działać.
W recenzji nie ma miejsca, żeby napisać o wszystkich tych kobietach, ale wspomnę, chociażby o Jadwidze Beaupré, lekarce, która zakłada jedną z pierwszych szkół rodzenia i zasady, które DO DZIŚ funkcjonują. Otwarta, mądra i chcąca naprawdę pomagać kobietom. Uczyła ich rodzić bez bólu, dbała o warunki sanitarne, zależało jej na kobietach z Nowej Huty. Krystyna Skuszanka, prawdziwa artystka, reżyserka, matka Teatru Ludowego. Swoje odważne wizje, ale i zamiłowanie do teatru przekazywała mieszkańcom Nowej Huty, nie bacząc na wiele opinii, zwłaszcza z Krakowa, które mówiły, że \”robotnikom w hucie teatr? Po co.\”. Reżyserowała przepiękne sztuki i dała to, co miała w sobie najlepszego. Wybitna postać! Wiesława Ciesielska, Zofia Fugiel – kobiece twarze solidarności nowohuckiej. Dzielne kobiety, niezwykle silne, działające pod ogromną presją, stresem. A jednak działały. Były siłą dla wielu.
Nie wymienię tutaj wszystkich bohaterek tej książki, ale proszę mi uwierzyć na słowo i książkę zdobyć. To przepiękny materiał, pełen niezwykle cennej treści. Szacunku do bohatera, wiary w ludzi i niezwykłego szacunku do kobiety. Jestem zakochana w tej książce. Jest po prostu świetna!
Karolina Guzik