Co to znaczy być zafiksowany na punkcie astronomii? To znaczy, że oglądasz masę programów naukowych na ten temat, czytasz wszelkiego rodzaju artykuły, książki oglądasz albumy z planetami. Robisz to wszystko i nie masz dosyć! Wreszcie też kupujesz sobie teleskop i obserwujesz niebo. Aż przechodzisz katharsis, bo dociera do Ciebie, jak mały jesteś w całym tym ogromie wszechświata.
Ja właśnie taka jestem – zafiksowana na punkcie astronomii. Jednak do tej pory nie było mnie stać na teleskop. Mam więc jedynie programy, książki, zdjęcia i wyobraźnię, która pokazuje mi to, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Jestem marzycielką i kocham książki o marzycielach. I o nich właśnie chcę dzisiaj opowiedzieć.
Wydawnictwo Zysk i S-ka wydało książkę, która musiała trafić na moją półkę. Wdzięczny ma ona tytuł: \”Jak zrobić statek kosmiczny. O bandzie awanturników, zaciętym wyścigu oraz o narodzinach prywatnej astronautyki\”. Jest to historia ludzi, którzy byli zafiksowani na punkcie astronomii i astronautyki. Książka opowiada o Elonie Masku, Burtu Rutan, Richardzie Branson, Johnie Carmack, Paulu Allen, którzy bardzo chcieli wyruszyć w kosmos. Peter Diamandis mając 8 lat, oglądał lądowanie Apollo 11 na Księżycu. Naiwnie wtedy stwierdził, że też tak chce, że poleci na księżyc i zwiedzi naszego satelitę. NASA niestety pokiwała paluszkiem, powiedziała: \”nie, nie, nie. To my decydujemy, kto leci w kosmos i nie będziesz to ty\”. A później okazało się, że NASA zawiesza program załogowych lotów kosmicznych. Dla takiego zapaleńca, który całe życie przeżył, patrząc w gwiazdy, było to jak lizanie lizaka przez papierek. Pomyślał wtedy: \”Hej! Takiego wała! Jak wy mnie nie chcecie wysłać w kosmos, to sam się wyślę. Zbuduję statek kosmiczny!\”. I po prostu zaczął to robić.
Wariaci (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) mają to do siebie, że wypatrzą się z daleka. Więc nie trwało długo, aby do Diamandisa dołączyli inni. Zaczęła się walka o marzenia, aby stworzyć prywatną firmę, która podbije kosmos. Szukanie sponsorów, zatrudnianie najlepszych inżynierów, testy udane i nieudane, wyścig z organizacjami rządowymi. Tak powstał projekt SpaceShip One. Świat obserwował tych wariatów i stukał się w głowę. Mówili, że to miliardy wywalone w błoto, że się nie uda, że nawet jak się uda to i tak coś się schrzani. I długo mieli rację. Nie udawało się, chrzaniło się, psuło, wybuchało. Aż pewnego dnia pierwszy turysta poleciał do gwiazd.
Mogłabym Wam opowiedzieć więcej, ale tego nie zrobię, bo to książka, którą trzeba poznać i przeżyć, żeby zrozumieć, że tak naprawdę tylko wariaci są coś warci. Słuchacie o Elonie Masku i kojarzycie go tylko z ogromnymi pieniędzmi i dziwnym imieniem, jakie nadał swojemu dziecku. Dzięki książce Julian Guthier wierzę, że dostrzeżecie coś więcej. Żeby zrozumieć skalę całego przedsięwzięcia i docenić czasy w jakiś żyjemy, trzeba przejść drogę z tymi marzycielami, których świat chciał zniszczyć, a to oni zniszczyli jakieś jego podwaliny.
Doceniam w książce takie smaczki jak wkładka zdjęciowa. Dzięki nim to, czego nie potrafiliśmy sobie wyobrazić, możemy sobie \”dowidzieć\”. Posłowie napisał Stephen Hawking, a to już jest wartością nieocenioną.
Mamy pandemię i otacza nas ciągła niepewność. Złe wiadomości wyciekają z dziur w ścianie jak jakaś maź. Odbiera nam radość życia, poznawania, poczucia wolności. Bo już nie można tak od ręki rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Proponuję Wam zatem inną przygodę… rzućcie wszystko i lećcie w kosmos.
Sylwia Krajewska