Regine Brett znamy przede wszystkim z bardzo optymistycznych i pełnych nadziei książek, które są zbiorami jej felietonów. Odniosły one bardzo duży sukces, szczególnie w Polsce. Brett sama dość mocno doświadczona przez życie – samotne macierzyństwo, zdrada, a potem diagnoza (nowotwór piersi) pisze, a może przede wszystkim opisuje przykłady ludzi, którzy w swoim życiu nigdy się nie poddali. Mimo trudnych sytuacji udało im się realizować swoje marzenia, cele, wygrywać z chorobą, znaleźć ukochaną pracę, czy przemówić swoim głosem, bez cienia strachu.
Jeśli tym razem tego szukacie, to przykro mi, nie znajdziecie. Ta książka jest trudna. To nie poradnik o szczęściu, historia z happy endem. To nie zbiór szczęśliwych rad. To trudna książka, która, przynajmniej we mnie, wywołuje dużo emocji. Od strachu po współczucie, a czasem nawet i gniew. Tak, gniew. Bo momentami wydaje mi się, że zostaje przekroczona jakaś granica, mówienia o swoim życiu. Myślę, że czasem jednak warto zastanowić się, czy nasze słowa nie zranią kogoś nam bliskiego. I czy opowiadając swoją historię, mamy do niej stuprocentowe prawo. Zwłaszcza jeśli dotyczy ona np. naszego rodzeństwa.
W tej książce Regina Brett opowiada historię swojego dzieciństwa. To nie słodka kraina, mlekiem i miodem płynąca. Bajkowy świat pełen dobroci. To świat łez, krzyku, nieobecnej mamy. To świat despotycznego ojca, który zaraz po chwilach czułości, zamienia się w potwora z pasem w ręce. To moczenie nocne i zamykanie w piwnicy; to długa lista oskarżeń wobec rodziców. Małe radości przetykane dużym bólem. Kraina samotności. Trudna kraina, w której w młodym wieku ucieka się w alkohol, żeby choć na chwilę oderwać się od swoich uczuć.
Regina Brett w tej książce przyznaje się, że w wieku lat 5, była molestowana przez swojego ojca. Wyparła to i dopiero, jako dojrzała kobieta, już z córką, przypomniała sobie o tym, dzięki konkretnym zajęciom w grupie wsparcia. To było jak bomba. Większość rodzeństwa oskarża ją o kłamstwo i odcięła się od niej. Z kart książki, mimo iż pojawia się zgoda po długim, długim czasie, wynika, że to już na zawsze będzie to, co będzie dzieliło ją i rodzeństwo. Podskórne napięcie. W dalszej części książki Brett trochę się powtarza, przywołując pewne zdarzenia i myśli, jakby w kółko. Trochę w jej uzdrawianiu chrześcijaństwa, trochę medytacji, trochę duchowych opiekunów. Taki miks. Diagnoza matki – alzheimer i opieka nad nią, skłania autorkę do różnych przemyśleń. Godzenia się z przeszłością, wybaczania i znajdowania siebie samej i swoich prawdziwych pragnień.
Proszę nie zrozumieć mnie źle. Jestem jak najbardziej za piętnowaniem przestępstw na tle seksualnym wobec dzieci. Za ukaraniem winnego. Ale czy cały świat od razu musi wiedzieć o nas wszystko od A do Z? Tutaj pojawia się jednak pytanie – czy brat, który urażony wyznaniami Reginy, napisał nawet pismo do jej szefostwa, ma rację, twierdząc, że to kłamstwo? Czy rodzeństwo, mocno zranione \”wywlekaniem\” autorki całego swojego życia, nie ma prawa czuć się wykorzystana i wręcz ograbione z prywatności? Gdzie jest granica pisania o naszym życiu?
Mam bardzo mieszane uczucia po tej książce. Czuje tak, jakby Regina Brett chciała uzdrowić swoją przeszłość – co jest w porządki, ale robiła to za pomocą źle dobranych metod, po drodze nie oglądając się na nikogo. Ani na osoby, ani na uczucia, które ten człowiek posiada.
Karolina Guzik