Maria nie znosi świąt. Nawet przez przyjaciółkę jest nazywana panną Grinch. Ale trudno się jej dziwić, skoro właśnie w święta mężczyzna jej życia odszedł i do tego ją okradł. Nic dziwnego, że w święta robi urlop i wyjeżdża do ciepłych krajów. Aż tu nagle, tuż przed świętami zdarza się kilka rzeczy naraz. Rzeczy iście świąteczno-cudownych. Czy to pomoże odzyskać świąteczną radość?
Jakbym miała podsumować tę opowieść, to napisałabym, że mamy tu dobrego ducha świąt, a nawet dwa duszki, współczesną dziewczynkę z zapałkami i prezent w postaci księcia. Przy czym byłby to opis bardzo spłycony. Przyjaciółka Marii robi co może, by obudzić w niej świąteczną radość. I choć główna bohaterka nie ulega, to ja poczułam się naprawdę dobrze, czytając opis świątecznego jarmarku w Wiedniu. To od pierwszych stron wprowadza w klimat, jednocześnie pozwalając poznać motywy postępowania Marii. Potem jest już tylko bardziej świątecznie, a to za sprawą Marthy, dość bezpośredniej, bo o starszej damie nie wypada powiedzieć, że jest bezczelna, ale kochającej święta sąsiadce dziewczyny. A jak już pojawił się kot, choć na mój gust za bardzo miauczący i trochę nietypowy, to już byłam kupiona na całego.
Wspominałam o współczesnej dziewczynce z zapałkami. Choć tu ma ze sobą bombki i włóczkowe ozdoby, jest tak samo poruszająca, jak postać z baśni. I odkrywa przy okazji kolejną warstwę osobowości Marii, pozwalając się jej otrząsnąć. Dla mnie jeden z ważniejszych wątków, bo pokazuje, że brokat i lukier nie przykryją biedy, że ciągle trzeba mieć wrażliwe serce i dostrzegać innych ludzi.
Wątek romansowy i książę? Dla mnie koszmar. Nie, że coś nie tak, że źle napisane. Ale Maria i Robert są tak dziecinni, że ręce opadają. Ja wiem, że taki właśnie był zamysł całej powieści, oni sami na końcu stwierdzają, że mają problem z komunikacją. Ale mnie strasznie raziły te ich niedomówienia, nadinterpretacje i fochy. Drażnili mnie, wkurzali, miałam nadzieję, że ktoś, najlepiej Martha da im w łeb i nimi potrząśnie. Ale jednak im kibicowałam. Na szczęście wątek miłosny nie jest tu najważniejszy, a inne zdecydowanie nadrabiają to, co mnie się nie podobało. Nie znaczy to jednak, że bohaterowie nie są fajni. Poza kontaktami miedzy sobą są całkiem sympatyczni.
Polecam jako miłą lekturę na zimowe wieczory. Na chwilę zadumy nad tym, co mamy i czym możemy się podzielić. I oczywiście na chwilę myślenia o tym, czy z naszą komunikacją jest wszystko w porządku, bo to bardzo ważne, choć w wykonaniu bohaterów bardzo irytujące, przesłanie tej książki.
Katarzyna Boroń