Rosja, 1881 rok. Spokojną egzystencję Michaiła, wicedyrektora ogrodu zoologicznego w Petersburgu, przerywa wiadomość o wyjątkowym odkryciu dokonanym w Mongolii. Przywiezione stamtąd kości przypominają szkielet prehistorycznego dzikiego konia, dawno uznanego za wymarłego. Michaił zaczyna marzyć o sprowadzeniu tych zwierząt do Rosji i mimo obaw, wspierany przez słynnego łowcę zwierząt, wyrusza na wyprawę swego życia.
Mongolia, 1992 rok. Karen marzy, by jej ukochane konie Przewalskiego, uznane za gatunek wymarły na wolności, znów żyły dziko, jak ich przodkowie. Aby zrealizować to marzenie, przywozi do Mongolii niewielkie stado i próbuje oduczyć je zależności od człowieka. Jednocześnie, z dala od znanego jej dotychczas życia, Karen usiłuje ułożyć relacje z uzależnionym od narkotyków synem i poradzić sobie z wojenną traumą.
Norwegia, 2064 rok. Eva mieszka w opustoszałym parku krajobrazowym, który jej rodzina prowadziła od kilku pokoleń. Za jedyne towarzystwo ma zbuntowaną nastoletnią córkę i garstkę zwierząt, które przetrwały katastrofę klimatyczną. Z coraz większym trudem zdobywa pożywienie, mając świadomość, że wkrótce będzie musiała wypuścić ocalałe zwierzęta na wolność, która dla większości z nich oznacza śmierć zadaną przez drapieżniki lub kłusowników. Nieoczekiwane wsparcie emocjonalne otrzymuje od przypadkowo poznanej Louise – młodej Francuzki, której wieloletnia susza zabrała całą rodzinę.
Zawaliliśmy na całej linii. Nie ma już chyba sensu ukrywać, że ludzkość zbyt dosłownie zrozumiała biblijny nakaz czynienia Ziemi sobie poddaną i z darem, który otrzymała, obeszła się gorzej niż pies z pluszową zabawką. Katastrofa klimatyczna z wytworu bujnej wyobraźni pisarzy science fiction zmieniła się w fakt, pandemia koronawirusa pokazała natomiast, że Natura przeszła do kontrofensywy. Zegar tyka, o czym przypominają nam nie tylko ekolodzy, ale i pisarze, z Mają Lunde na czele. W swojej trzeciej powieści norweska autorka ponownie wystąpiła w roli sumienia ludzkości i ponownie zrobiła to w literacko doskonały sposób. W \”Historii pszczół\” przestrzegała przed skutkami wyginięcia tytułowych owadów, w \”Błękicie\” opisywała świat pozbawiony wody, w \”Ostatnim\” wraca do kwestii ginących gatunków zwierząt. Tym razem bierze na tapetę konia Przewalskiego – jedynego dzikiego konia, który zdołał przetrwać do dziś. Bliski wyginięcia, uznany za wymarłego na wolności, od lat 90. XX wieku przywracany do życia w naturalnym środowisku na terenach Mongolii, Chin, Kazachstanu, Ukrainy oraz Rosji. Dlaczego bliski wyginięcia? Oczywiście, na skutek działalności człowieka – zarówno tej dosłownej, przejawiającej się w jego zamiłowaniu do polowań, jak i pośredniej, skutkującej zmniejszeniem naturalnych siedlisk i ograniczeniem zasobów wodnych. Owszem, koń Przewalskiego bardziej zapewnia planecie bioróżnorodność, niż jest niezbędny dla przetrwania człowieka (a na pewno nie w takim stopniu jak pszczoły), nie oznacza to jednak, że można pozwolić na jego wymarcie, o czym w powieści \”Ostatni\” słusznie przekonuje Maja Lunde.
W trzeciej części Kwartetu klimatycznego norweska pisarka przygląda się miejscu człowieka w świecie i jego relacjom ze zwierzętami. I znów stawia istotne pytania: jak człowiek traktuje przedstawicieli innych gatunków i dlaczego to on, a nie jakiekolwiek inne zwierzę rządzi planetą? W wywiadach Maja Lunde niejednokrotnie sugerowała, że dane mu przez Naturę cechy człowiek wykorzystuje niewłaściwie, próbując podporządkować sobie świat, zamiast chronić go i otaczać opieką, i to przekonanie znalazło odzwierciedlenie w powieści \”Ostatni\”. Jej bohaterami pisarka uczyniła aktywistów – ludzi, którzy zdają sobie sprawę, że cechy, które stawiają ludzkość wyżej niż zwierzęta, stanowią nie tylko przywilej, ale jednocześnie odpowiedzialność, dokładnie taką, jaką silniejszy ponosi za słabszego. To ludzie wyjątkowi – oderwani od rodzinnego życia, pochłonięci marzeniem i poczuciem misji, pragnący naprawić błędy poprzednich pokoleń, zanim będzie za późno? Czy jednak faktycznie jesteśmy jeszcze w stanie coś zrobić, by uniknąć katastrofy? To kolejne pytanie padające w tej powieści – gorzkie, przerażające, dające do myślenia.
Dużo w tej powieści pytań, mało natomiast odpowiedzi, ale też nieudzielanie wyjaśnień jest jej celem. Maja Lunde pragnie przede wszystkim zaakcentować problem, przyjrzeć się procesowi, który doprowadził do jego powstania i wskazać ewentualne konsekwencje. Wypracowaniem rozwiązań czytelnik musi się już zająć samodzielnie – jak twierdzi pisarka, jej proza ma przede wszystkim poruszyć serca, dostarczaniem faktów zajmują się bowiem przedstawiciele mediów i ekolodzy. \”Ostatni\” jest więc literackim odpowiednikiem, czegoś, co spece od marketingu nazywają call-to-action: kopniakiem motywacyjnym, wezwaniem do działania, zachętą, by zmienić coś, zanim będzie na to za późno i przyjdzie nam zapłacić pełną cenę za destrukcję naszej planety.
Wymieranie gatunków to jednak nie jedyny temat podjęty przez Maję Lunde. \”Ostatni\” to opowieść o relacjach: w równym stopniu tych między ludźmi a zwierzętami, co tych między samymi ludźmi. Szczególnie dużo uwagi autorka poświęca związkom rodzinnym – często trudnym, nadszarpniętym kłamstwem, nieufnością i poczuciem winy. Lunde poddaje literackiej wiwisekcji macierzyństwo, badając granice miłości, oddania i poświęcenia, a także zastanawiając się nad wyborami dokonywanymi przez człowieka. Poszczególne tomy Kwartetu klimatycznego łączy temat, ale nie fabuła – każdy tom to inna historia, inni bohaterowie, nawet inne plany czasowe. Każdy można czytać bez znajomości pozostałych, choć dla swych stałych odbiorców Maja Lunde przygotowała w powieści \”Ostatni\” drobną niespodziankę. To jednak tylko oczko puszczone dla miłośników jej twórczości, w żadnym razie niewpływające na zrozumienie fabuły.
Maja Lunde ponownie zdecydowała się na kilkutorową narrację, prowadzoną z perspektywy trójki obcych sobie bohaterów i osadzoną w trzech różnych planach czasowych. Te trzy opowieści nie są powiązane fabularnie, a jedynym punktem stycznym jest dla nich bohater jednocześnie pierwszo i trzecio planowy, czyli koń Przewalskiego. Literatura zaangażowana bywa słuszna w przekazie, niezbyt jednak udana artystycznie, na szczęście nie jest to przypadek \”Ostatniego\” – Maja Lunde ma talent gawędziarski i świetny styl pisania, jednocześnie chłodny i buzujący od emocji, minimalistyczny i mówiący wszystko, co powiedziane być powinno.
Na koniec dwie wiadomości: dobra i zła, oczywiście. Zła: stoimy u progu katastrofy. Dobra: mamy jeszcze trochę czasu, zanim więc pogrążymy się w chaosie migracji w poszukiwaniu chłodniejszego miejsca do życia i walk o wodę, zdążymy zapewne przeczytać ostatni tom tetralogii klimatycznej Mai Lunde. I nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobimy, będzie to rzecz najlepsza z możliwych. Choć, rzecz jasna, jest jeszcze jedna opcja: ogarnąć się i zabrać za naprawianie błędów, do czego tak pięknie i sugestywnie zachęca norweska pisarka.
Blanka Katarzyna Dżugaj